FELIETON. Bitwa o "dwa dwieście" ruszyła!

Po prawie czterech miesiącach milczenia, szefowa ursynowskiej rady zwołała posiedzenia - i to aż dwa. 19 września radni dokończą przerwane kwietniowe posiedzenie, a tydzień później zbiorą się na kolejnym. Czy to koniec pata w ursynowskim samorządzie? Z pewnością nastąpią przetasowania, ruszy też kampania wyborcza.

W kwietniu przewodnicząca rady zwołała na wniosek Platformy Obywatelskiej sesję nadzwyczajną. Zrobiła to w nocy, zawiadomienia wysyłane były radnym esemesami. W porządku obrad - jeden punkt: powołanie czwartego wiceburmistrza, którym miał zostać Antoni Pomianowski z IMU. Jurczyńska nie chce do tego dopuścić. Wyraża "zaskoczenie" wnioskiem i przerywa posiedzenie po 1,5 minuty. 

Sesji nie ma przez kolejne cztery miesiące, mimo iż statut mówi o ich zwoływaniu co najmniej raz na kwartał. Interweniują radni. Klub PiS (wraz z radnymi Naszego Ursynowa i PO) zgłasza wnioski o sesję nadzwyczajną, na której zwołanie statut daje 7 dni. Przewodnicząca nie reaguje, być może dlatego, że chciano ją wówczas odwołać. Sprawa trafiła do prokuratury.

W lipcu zarząd Ursynowa chce dokonać dużych zmian w budżecie. Miasto przekazało dzielnicy dodatkowe środki. Radni miejscy zauważają, że nie ma opinii dzielnicowych rajców - w ostatniej chwili autoryzowanie poprawek bierze na siebie radna miejska Ewa Janczar z PO, ratując pieniądze. To realne konsekwencje niezwoływania sesji.

Pod koniec lipca do akcji wkracza miasto - żąda wyjaśnień dlaczego nie ma zebrań rady. Przewodnicząca odpisuje, że ma wątpliwości związane z jedną z radnych i jej miejscem zamieszkania. W rozmowie, którą nagrywamy z zaskoczenia, łapiąc Jurczyńską przed windą w ratuszu, brak sesji uzasadnia okresem urlopowym (radnych rzekomo nie ma w stolicy). Twierdzi, że statutu nie złamała, bo sesje zwołuje się raz na kwartał kalendarzowy a nie raz na trzy miesiące.

Teraz przewodnicząca najwyraźniej zmieniła zdanie, bo zwołała na wrzesień aż 2 sesje - a uczyniła to jeszcze w sierpniu. Jeśli za początek statutowych kwartałów liczyć pierwszą sesję tej kadencji, która odbyła się w grudniu 2014 roku, to Jurczyńska wybroni się przed zarzutem łamania prawa.

Nie wybroni się jednak przez kolejnymi zarzutami o blokowanie spraw finansowych dzielnicy. Platforma Obywatelska żadała od niej zwołania sesji na dziś - 30.08, bo w czwartek radni miejscy znów będą głosować nad poprawkami budżetowymi, dotyczącymi oświaty - która Jurczyńskiej-Owczarek tak leżała zawsze na sercu. Nie zrobiła tego, więc radny miejski znów będzie musiał zastosować sztuczkę z wprowadzeniem niezaopiniowanych poprawek do budżetu.

- Uda się, bo PO ma większość, ale fatalne wrażenie pozostaje. Jurczyńska jest przeciwko większym pieniądzom dla oświaty? - słychać w Platformie.

Sesja będzie, a nawet dwie...

We wtorek biuro rady powiadomiło o dokończeniu przerwanej kwietniowej sesji we wtorek 19 września (dokładnie 5 miesięcy później). W porządku obrad: powołanie nowego wiceburmistrza. Tydzień później - 26 września - ma odbyć się normalna sesja.

Pewne jest, że opozycja będzie próbowała odwołać Teresę Jurczyńską-Owczarek, być może nawet wesprze ją w tym koalicja. Radni wszystkich opcji mają już dość zachowania przewodniczącej. Niezwoływanie sesji to jedno - inne zarzuty to: arogancja wobec radnych i mieszkańców, niedopuszczanie do głosu.

Ale plany odsunięcia przewodniczącej mogą się nie udać. To ona - zgodnie ze statutem - decyduje o porządku obrad i nie musi zgadzać się na dodanie wniosku o jej odwołanie. Radni obawiają się sytuacji, w której 19 września jeszcze przed sesją Jurczyńska ogłosi porządek obrad na sesję 26 września, przerwie oba posiedzenia i... do października będzie miała spokój. Pytanie tylko po co? Chęć przetrwania czy większy polityczny plan?

Przewodnicząca bardzo przeżywa wszelkie doniesienia medialne o braku sesji. Szczególnie stwierdzenia, że przez nią Ursynów mógł stracić pieniądze. Jak podkreślają wszyscy politycy, z którymi rozmawialiśmy, doskonale wie, że decydując się na niezwoływanie sesji i konfliktując samorząd, "wykupiła bilet w jedną stronę". Ma zamknięte drzwi we wszystkich ugrupowaniach. Nikt nie chce z nią rozmawiać o ew. współpracy. Nawet PO, która do tej pory ją chroniła. 

Nowe rozdanie w radzie dzielnicy?

Na wielomiesięczny kryzys w ursynowskim samorządzie nałożył się także konflikt w szeregach stowarzyszenia "Nasz Ursynów", które ma czworo radnych. Dwie radne - Goretta Szymańska oraz Katarzyna Niemyjska - od maja dystansują się od działań ugrupowania Piotra Guziała. Są z nim w konflikcie. Również radna Ewa Cygańska ma myśleć o opuszczeniu klubu.

Secesjonistów do współpracy zachęca "Projekt Ursynów", który ma w tej chwili jednego radnego Kamila Orła, a chciałby mieć w radzie klub. Potrzebuje do tego minimum trójki głosów. O współpracę z radnymi intensywnie zabiega również Platforma Obywatelska, której przedstawiciele spotkali się we wtorek wieczorem z trójką Szymańska-Cygańska-Niemyjska.

Pozyskanie radnych znikającego "Naszego Ursynowa", zupełnie zmieniłoby sytuację polityczną na Ursynowie. PO zyskałaby stabilną większość (w tej chwili razem z Jurczyńską i Orłem ma zaledwie jeden głos przewagi w 25-osobowej radzie) i uwolniła się od kaprysów niepewnych koalicjantów. Taka nieformalna szeroka koalicja daje Platformie pozycję rozgrywającego, którą już dawno utraciła.

Sojusz z Niemyjską i Szymańską może polegać na wspieraniu przez nie głosowań ważnych dla zarządu Ursynowa. W zamian, ten spełniałby prośby i postulaty nowego tandemu - np. załatanie przysłowiowej dziury w chodniku czy przekazanie wejściówek dla mieszkańców na dzielnicową imprezę. Radne pochwaliłby się takimi sukcesami na swoim mocno promowanym profilu na Facebooku - "Ursynów - tu mieszkam". Przed wyborami - już jako nowy komitet lokalny - zyskałyby opinię aktywnych i skutecznych, nie mieszających się do lokalnych awantur. Pomysł ciekawy, bo wyborcy mają dość polityki. To byłaby też pierwsza próba wypromowania się na pozytywnym przekazie, godna poparcia choćby dlatego, że hejtu i negatywnych emocji w zawistnym światku politycznym Ursynowa nie brakuje.

Powstanie nowego ugrupowania lokalnego może jednak oznaczać, że w przyszłej radzie nie znajdzie się żadne z tych, które działają na Ursynowie, a władzę przejmą wyłącznie partie - takie jak PO, PiS czy Nowoczesna.

Jak pokazują wyniki wyborcze z poprzednich głosowań, tzw. lokalsi rywalizują o te same głosy. Proroczo zabrzmieć może w tych okolicznościach tekst znanej piosenki "Im więcej Ciebie, tym mniej". Tym grozi kolejny rozłam. Czy to dobrze dla Ursynowa?

Konflikty w ogólnopolskiej polityce i tak sprawią, że najbliższe wybory samorządowe będą bardzo upolitycznione. Ale brak aktywistów w radzie to ogromny problem dla mieszkańców zainteresowanych głównie dziurami w chodnikach, repertuarem lokalnego domu kultury czy groźbą rozbudowy Tesco. Partie umieszczają na listach wyborczych spadochroniarzy i zasłużonych, niekoniecznie związanych z dzielnicą. Jak uczy przykład tej kadencji, najmniej aktywnymi radnymi są właśnie ci z PO i PiS. Rekordziści w liczbie spotkań, interpelacji czy integrowaniu społeczności - tacy jak Paweł Lenarczyk, Goretta Szymańska, Kamil Orzeł wraz z zapleczem czy Piotr Wajszczuk - nie są z partii a lokalnych ugrupowań. Oni tu mieszkają i codziennie - raz lepiej czy gorzej - pracują na rzecz mieszkańców.

A informacje o rozpadzie NU to nie koniec. Słychać jeszcze o jednym komitecie, który ma powstać tuż przed wyborami - złożonym z mieszkańców nie angażujących się do tej pory w lokalną politykę. Jeśli dodamy do tego mający powstać komitet Szymańskiej i Niemyjskiej, walka o mandaty będzie zaciekła. Rywalizować będzie o nie nawet 6 stowarzyszeń. Istna walka na noże. Co z tego wyniknie dla naszej dzielnicy?

Bitwa o "dwa dwieście" - czyli kwotę netto diety dla radnego - już się rozpoczęła...

[ZT]7564[/ZT]

[ZT]8337[/ZT]

[ZT]8148[/ZT]