Zamknij

Ursynów od kuchni. "Ludzie potrzebowali poczuć się wyjątkowo" WYWIAD

11:30, 25.12.2016 Kuba Turowicz Aktualizacja: 11:31, 24.04.2017
Skomentuj KT KT

W przedświątecznym zamieszaniu udało nam się spotkać z Lidią Pańków - autorką reportażu "Bloki w słońcu. Mała historia Ursynowa Północnego". Wspominaliśmy osiedle, zestawialiśmy je z innymi, mówiąc o Polsce, doszliśmy do świata i kwestii uniwersalnych - znanych na Ursynowie i w Londynie.

Czym dla pani jest Ursynów?

Dzięki badaniom, które przeprowadziłam jest dla mnie ogromnie nacechowany emocją. Ursynów to miejsce szczególne, wiadomo, a poza uczuciami pierwszym skojarzeniem jest sensowna organizacja przestrzeni.

Pozostałe blokowiska są inne?

Zdecydowanie. Tutaj widzę, że przestrzeń i zieleń są w silnym poszanowaniu, a to wcale nie jest zasadą w innych dzielnicach. Zazwyczaj jest smutno – bez przestrzeni i zieleni – bez oddechu.

W pani książce jest dużo historii człowieka – mieszkańca. Ludzie są ważni w kontekście Ursynowa?

Wychowywałam się na Ursynowie. Bawiłam się tu jako mała dziewczynka – mam kilka wspomnień z naszego blokowiska. Później się wyprowadziłam i dopiero po latach wróciłam, nie miałam więc żadnych znajomości. Pomieszkiwałam w Końskim Jarze i chadzałam do MarcPola przy Kopie Cwila. Wtedy zrozumiałam, że dobrze się czuję w tym miejscu i wśród tych ludzi – skarpy, ogródki, zieleń – stwierdziłam, że napiszę książkę.

Bloki w słońcu. Mała historia Ursynowa Północnego” - co było dalej?

Później zaczęłam sporo czytać. Wiedziałam, że jest Marek Budzyński – generalny architekt. Okazało się, że projekt Ursynowa od początku miał swój mit pewnego eksperymentu. Zaraz okazało się też, że bohaterowie ujawniali się w trakcie. Reportaże zaczynają się w jakimś punkcie, w moim przypadku to było niemożliwe, bo wiedziałam mało, ale miałam w sobie ciekawość. Zauważyłam w trakcie pisania, że ludzie są tak związani z Ursynowem, że można napisać kilka kolejnych książek!

Planuje pani kontynuację?

Nie, ja nie. Z pracą reporterską jest też tak, że pewna formuła się wyłania i można działać. Teraz nie mam nowego konceptu, myślę, że młodsi ludzie mogliby opowiedzieć bardzo ciekawie np. o Ursynowie lat 90. XX wieku.

Jak się zaczęła praca nad książką? Co było najważniejsze?

Najważniejsze jest poczucie, że dotykam wyjątkowej historii. Trafiłam na zbiory archiwalnych zdjęć, znalazłam fora, gdzie zastanawiano się, kiedy powstał konkretny blok. Zrozumiałam, że są tu ludzie, dla których grzebanie we własnej tożsamości jest ważne. Widziałam projekt Ursynowa Północnego, trafiłam na twórców, żywo dyskutujących o dzielnicy 30 lat po jej powstaniu.

Co dały pani te relacje?

Kolejne niesamowite historie! Projektant generalny osiedla wielkopłytowego, który jest jednocześnie architektem kościoła – to rzadkość. W wywiadzie dla jednej z telewizji nieco szydzono z rozdziału o wielkiej płycie, jednak udało mi się pokazać, że obok betonu mamy jeszcze setki indywidualnych historii-perełek.

Ma pani swoją ulubioną ursynowską perełkę?

Mieszkałam przy Kopie Cwila. Większość moich ulubionych historii kręci się wokół tego miejsca, to raczej zbiór anegdot. Jeden z bohaterów twierdził, że Kopa zmienia swój kształt, że najpierw była bardziej strzelista, a później ją wyrównano – okazało się, że to nie jest prawda. Zrozumiałam jednak, jak bardzo ludzie wiążą się emocjonalnie z miejscem. Kreują pewne fakty, stwarzają je – dla nich to życie.

Jest więcej takich osób?

O, tak! Jest taka bohaterka, pani Zofia. Ona jako operatorka zajmowała się filmami przyrodniczymi. Mieszka przy Kopie Cwila i broni miejsca jak lwica seojego terytorium. Rozmawiałam z nią upalnym latem, to pamiętam. Pani Zofia zaangażowała się w ochronę roślinności dzikiej, nie popiera żadnego planowania i ingerencji człowieka. Zaapelowała więc, aby nie używać kosiarek, bo one zagrażają motylom i modraszkom. Ona chciała, żeby dzikość tam trwała jak w naturalnej enklawie.

Więc są to historie ludzi o bardzo silnej tożsamości...

Tak, zdecydowanie. Już na początku planowania Ursynowa ustalono, że trzeba zadbać, aby nowi mieszkańcy byli zadowoleni ze swojej dzielnicy, aby czuli z nią solidarność. Architekci i urbaniści zaangażowali socjologów, żeby stworzyć plany integracji mieszkańców, to jednak słabo wyszło. Krzysztof Herbst, jeden z patronów ursynowskiego projektu, pytał w artykule, czy to możliwe, żeby mieszkańcy Ursynowa byli dumni ze swojej dzielnicy jak np. mieszkańcy Żoliborza.

Na tożsamość ursynowską bez wątpienia wpłynął też program aktywizacji mieszkańców i terapie, które rozwijały się równolegle z osiedlem. Planowano miejsca, gdzie można pograć w siatkówkę i zjeść coś na stołówce – to też projektowali architekci. Wszystko to miało stworzyć osiedle wyjątkowe. Kluby mieszkańców rzeczywiście ruszyły, ale sam pomysł nie wypalił. Planów aktywizacji mieszkańców było bardzo dużo – to miało być nowoczesne osiedle pod każdym względem.

Mit nowoczesności – spotkałem się z takim określeniem Ursynowa.

I to też wpływa na tożsamość! Herbst pytał, czy ludzie będą zadowoleni ze swoich mieszkań. Powstała gdzieś wizja takiej skandynawskiej, praktycznej architektury, tymczasem mieszkania były niedorobione, materiały koszmarne, okna nieszczelne. Jednocześnie to były duże przestrzenie, jeden z moich bohaterów twierdził, że mieszka na najbardziej nowoczesnym osiedlu w najbardziej nowoczesnym mieszkaniu. Ludzie potrzebowali poczuć się wyjątkowo, próbowano im to ułatwić.

Gdzie mieszka pani teraz?

Mieszkam na Mokotowie. Moi przyjaciele tam są, tam jest siatka relacji, która definiuje moje życie.

Jest w pani zamiłowanie do prowincji?

Tak, jest. Jeździłam po świecie i nigdy nie chciałam być w centrach, szukałam raczej obrzeży. W liceum dużo jeździłam.

Co oczarowało panią najbardziej?

Pod koniec lat 90. byłam w Londynie, w tamtym okresie czuło się wielokulturowy ferment i energię niesamowitą tego tygla. Dziś się pozmieniało, jest drożej, mniej przystępnie. Świat się zmienia. Bywałam w Nowym Jorku, który też stał się fortem dla bogatych ludzi. Gdzieś zatraceniu uległa idea miasta otwartego. Ludzie, którzy chcą mieć normalne życie, bez morderczej pogoni za pieniądzem, są wypychani na prowincję właśnie. Miasto staje się przyjazne tylko dla wybranych.

Z powodu dynamicznego rozwoju?

Też. Widziałam ostatnio wizualizację, która pokazuje jak bardzo zmienia się miasto w ciągu 10 lat. Nie musimy nawet wstawiać tu konkretnego miejsca, to dotyczy całego świata.

Dziękuję za rozmowę. Wesołych Świąt!

(Kuba Turowicz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

gjklgjkl

0 0

Litości: mowa o książce, tymczasem język rozmowy straszny, błędy gramatyczne, że zęby bolą :((
PRZYKŁADY:
1. "Nacechowany emocjAMI - nie ''emocją". Kto z nas ma jedną emocję? Tym bardziej, jeśli jest wielu ludzi (jak na Ursynowie), to emocji jest więcej, duuuużo więcej.
2. Poprawnie: ''jest dużo historii LUDZI- MIESZKAŃCÓW'' - nie można powiedzieć "dużo historii człowieka–mieszkańca" ("dużo historii" jednego człowieka???!)
3. "grzebanie we własnej tożsamości" - słowo "grzebanie" jest silnie nacechowane pejoratywnie i w kontekście o jakim mowa nie powinno być użyte. /////
To tylko trzy przykłady... :((
Pozdrawiam i idę zapłakać nad poziomem polszczyzny, posilając się ciastem ze śliwką (jedną, oczywiście, na całą blachę) 22:44, 28.12.2016

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%