Zamknij

Dziś światowy dzień psa! Pandemiczne adopcje hitem na Ursynowie

08:09, 09.03.2021 Marta Siesicka-Osiak
Skomentuj MO MO

Covidowe psiaki, pandemiczne adopciaki, psy sensoryczne – tak o swoich czworonożnych przyjaciołach mówią osoby, które przygarnęły w minionym roku kundelki. Z okazji Światowego Dnia Psa, obchodzonego 9 marca, poznajcie historię Feli, Frugo i Groota, które od niedawna mieszkają w naszej okolicy.

O zbawiennym wpływie psa na ludzką psychikę nie trzeba nikogo przekonywać. Może właśnie dlatego podczas minionego, ciężkiego dla nas wszystkich roku, na Ursynowie przybyło sporo różnej maści psów, głównie kundelków.

Poprosiliśmy ich właścicieli o podzielenie się opowieściami o tym, jaki wpływ na ich życie miało pojawienie się czworonożnych przyjaciół. Okazało się, że nie zawsze było różowo, ale „pandemiczne adopciaki” są bardzo przywiązane do rodzin i potrafią kochać jak mało kto.

Fela. Szczęśliwa wiejska dziewczyna

Fela przybyła na Ursynów jesienią ubiegłego roku z okolic Garwolina, gdzie ją odłowiono błąkającą się po lesie. Jedyne czego żałuje jej obecna właścicielka Magda, to to, że trafiła do niej tak późno.

- Życie bez psa nie ma sensu – śmieje się, opowiadając historię drobnej sympatycznej suczki, którą można spotkać w okolicach Parku Jana Pawła II.

W domu Magdy psy były obecne od zawsze. Poprzedniczka Feli, rasowa Lucyna, odeszła ponad dwa lata temu. Po jej stracie, mimo odczuwalnej pustki, rodzinie ciężko było się zdecydować na ponowne wzięcie psa. To właśnie pandemia przyspieszyła tę decyzję.

- W Polsce mamy tragiczną sytuację, jeśli chodzi o opiekę nad bezdomnymi psami, w szczególności poza miastami. Stąd pomysł, aby wziąć choć jedną taką istotę i dać jej lepsze życie – tłumaczy Magda.

Z racji tego, że mieszka na drugim piętrze bez windy, zdecydowała się na pieska niewielkich rozmiarów, którego w razie potrzeby można wziąć na ręce i po prostu wnieść do domu. Okazało się jednak, że w czasie pandemii znalezienie na Mazowszu czworonoga do adopcji wcale nie jest takie proste. Większość ogłoszeń, na które odpowiedziała Magda, okazało się nieaktualnych.

Aby zostać rodziną Feli wypatrzonej na jednym z portali ogłoszeniowych, Magda musiała ustawić się w kolejce i tylko zbieg okoliczności sprawił, że potencjalni właściciele zrezygnowali z adopcji suni. Po pozytywnym przejściu całej procedury preadpocyjnej Fela trafiła do swojego nowego domu.

- To, co najbardziej dało nam się we znaki, to poważne problemy z pasożytami. Nie wchodząc w szczegóły, pierwsze tygodnie mieliśmy pełne brudnej roboty – opowiada Magda. – Niestety, nie każdy zdaje sobie sprawę, co oznacza wzięcie psa ze schroniska. My byliśmy przygotowani na różne sytuacje – dodaje.

Sunia była na początku bardzo zestresowana, ale szybko odnalazła się w nowym domu. Zostały jej podwórkowe instynkty – wchodzi na parapet i obserwuje osiedle z okna, a na spacerach lubi robić dużo hałasu, choć z natury jest łagodna.

- Pojawienie się Feli to było najlepsze, co mogło się przytrafić dla mojego komfortu psychicznego w czasie tej pandemii. Poranna „ucieczka” z psem na spacer to mój ulubiony moment dnia. W terminarzu mam wpisane cztery spacery dziennie, robimy razem minimum 10 tys. kroków. Ma dziewczyna szczęście! – śmieje się Magda.

Frugo. Mały-wielki przyjaciel

Gdy w czerwcu - zamiast do schroniska - trafił do swojego ursynowskiego domu, był kuleczką mieszczącą się w dłoni. Karolina i Maciek zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia, choć nie wiedzieli co z niego wyrośnie. Frugo tę miłość odwzajemnił z nawiązką! W szczególności upodobał sobie swojego pana, którego nie lubi puszczać samotnie nawet do innego pomieszczenia.

Dlaczego Frugo trafił do Karoliny i Maćka akurat w czasie pandemii? Bo postanowili wykorzystać czas, który spędzali wtedy w domu na socjalizację szczeniaka, a przede wszystkim spełnić marzenie dzieci. Frugo okazał się być psem idealnym. Grzecznym, wdzięcznym, ułożonym, ale… Patologicznie zakochanym w swoim panu!

Właściciele od początku starali się przyuczać go do zostawania w domu, ale ponieważ Maciek pracuje zdalnie, Frugo nigdy nie zostawał na długo sam. Po jednym z dłuższych wyjść Karolina zastała bardzo zestresowanego psa w... zdemolowanym przedpokoju.

Z podobnymi problemami boryka się wielu właścicieli „pandemicznych” psów. One po prostu nie miały okazji nauczyć się zostawania w domu podczas nieobecności właścicieli. Karolinie i Maćkowi było tak przykro z powodu cierpienia psa, że zaczęli przy każdym wyjściu zabierać Frugo ze sobą albo wozić go do dziadków.

- Zaczęliśmy się nawet śmiać, że mamy już dwie córki, a teraz niespodziewanie syna. Na szczęście od niedawna - z dobrym skutkiem - udaje nam się zostawiać Frugo na godzinkę samego. Uprzedziliśmy sąsiadów, że może być przez jakiś czas głośno, ale na razie wszystko idzie dobrze – opowiada Karolina. - Nagradzamy go jak wracamy do domu. I choć bywało ciężko, to na pewno się nie poddamy. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli go oddać! – dodaje.

Frugo, podobnie jak Fela, ma syndrom „burka z podwórka” – uwielbia przesiadywać na balkonie albo na parapecie i obserwować otoczenie. Świetnie dogaduje się z innymi okolicznymi psiakami, choć nade wszystko ceni sobie towarzystwo swojej dwunożnej rodziny.

Groot. Diabełek w psiej skórze

Ten młody czarny kundelek to mieszkaniec dwóch dzielnic, kursujący na co dzień między Ursynowem a Pragą. Z założenia miał być spokojną, starszą sunią. - Tyle, jeśli chodzi o plany kontra rzeczywistość – mówi Agnieszka, właścicielka Groota.

Razem z partnerem podjęli decyzję o wzięciu psa w czasie pierwszego lockdownu. Jednak najpierw postanowili się przygotować do adopcji. Agnieszka odwiedzała schroniska, pomagała w nich, aż pod koniec wakacji dojrzała do decyzji o adopcji czworonoga.

- Chcieliśmy zrobić coś dobrego, uratować bezdomniaczka. Pojechaliśmy w sierpniu do schroniska z nastawieniem, że szukamy jasnej, małej suczki, takiej miejskiej „wersji kanapowej”, niekoniecznie szczeniaka. Ale kiedy weszliśmy do pomieszczenia ze szczeniakami – przepadliśmy! Nie od razu wypatrzyliśmy Groota, bo prawda jest taka, że to on wypatrzył nas. I nie było odwrotu! – śmieje się.

Agnieszka nie ukrywa, że nie obyło się bez problemów. Groot zdecydowanie za długo załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne w domu. Dużo gryzł i niszczył. Miał bardzo silną potrzebę zwracania na siebie uwagi. Wszystko to wymagało od właścicieli dużo pracy. Miało jednak swoje plusy.

- Skutecznie odwróciło to moją uwagę od pandemii – śmieje się Agnieszka. – Ponadto zawsze miałam koło siebie towarzystwo z merdającym ogonkiem, zawsze ktoś czekał na mnie w domu. A choć Groot wymagał od nas wiele pracy, to dało nam to dużo satysfakcji, bo widać, że ta praca przynosi efekty – tłumaczy.

Groot ma za sobą „psie przedszkole”, konsultacje z behawiorystą. Właściciele śmieją się, że to chodząca skarbonka, ale nie czują się odosobnieni. – Na spacerach spotykamy całą masę kundelków, na które mówimy, że to „covidowe” psy. I zdecydowana większość, tak jak nasz, jest bardzo dopieszczona – śmieje się Agnieszka.

Dodaje jednak, że mając obecną wiedzę, drugi raz wybierałaby psa bardziej rozsądnie. – Wspaniale jest ratować bezdomne zwierzaki, ale warto dobrze przemyśleć tę decyzję. W szczególności, jeśli ktoś nigdy nie miał psa. Wtedy warto wziąć starszego zwierzaka. Na pewno jest mniej problemów i pracy, a tyle samo radości – radzi.

(Marta Siesicka-Osiak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

aldnukjipsualdnukjipsu

0 2

I wszystko dookoła obsrane, zieleń obumiera, ciągłe szczekanie, won z kundlami. 20:18, 10.03.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%