Zamknij

Historia warszawskiego tatuażu ma swoje korzenie na Ursynowie. WYWIAD

07:55, 01.08.2021 Kuba Turowicz
Skomentuj KT KT

Historia warszawskiego tatuażu ma swoje korzenie na Ursynowie. Prawie 26 lat temu na Imielinie powstało studio, które działa do dziś. O początkach, tatuażach na świńskich skórach, rewolucji sprzętowej i pokoleniowej rozmawiamy z Konradem Nowakowskim, który ponad ćwierć wieku temu założył "Studio Dereniowa". 

Twoje studio było pierwszym w Warszawie?

Pierwszym nie. Przed nami funkcjonowało kilka innych, jednak wszystkie upadły. My zostaliśmy i obecnie jesteśmy najstarszym, nieprzerwanie działającym studiem w Warszawie.

Kiedy zaczęła się ta historia?

Zaczęliśmy w 1995 roku. Tatuaż był wówczas szokujący, zupełnie inaczej postrzegany niż teraz.

Spotykałeś się z opiniami, że studio tatuażu to dziwaczny pomysł?

To było coś na tyle nowego, nieznanego, że raczej mówiono, że się nie przyjmie. Jednak rozwinęliśmy się szybko, zdobyliśmy klientów i taki problem przestał istnieć. Nie zastanawialiśmy się nad tym, jak nas postrzegają. Szliśmy do przodu.

Czemu akurat Ursynów?

To wyszło naturalnie. Mieszkałem na Ursynowie, stąd pochodziłem, to było moje miejsce, więc też tutaj powstało studio.

Dzielnica była wtedy innym miejscem...

Zupełnie innym. Nie było jeszcze nawet Leclerca, nie mówiąc o innych supermarketach.

Z czym Ci się kojarzy Ursynów lat młodzieńczych?

Place budowy. Razem z kolegami zwiedzałem powstające stacje i tunele metra.

Co Cię tutaj denerwuje?

Denerwuje to może zbyt mocne słowo, ale Ursynów jest mocno zakorkowany i to drażni.

A co tutaj lubisz?

Przede wszystkim to, że nie trzeba nigdzie jechać, żeby coś załatwić. Nie trzeba opuszczać dzielnicy, która nie jest już tylko sypialnią. Chcesz coś zjeść, idziesz do knajpy tutaj. Chcesz obejrzeć film, jest kino. Brakuje już chyba tylko teatru.

W tatuowaniu też sporo się zmieniło?

Bardzo dużo. W latach 90. był zupełnie inny klimat. Brak jakichkolwiek wyznaczników, standardów. Zasada była taka, że cokolwiek się zrobiło, było fajne. Wtedy wystarczyło mieć sprzęt, trochę odwagi i kilkanaście tatuaży wykonanych na świńskich skórach, pomarańczach, a później na znajomych. Potem byli klienci, którzy i tak byli zadowoleni, że są tatuaże. Nikt ich nie porównywał, bo nie było takich możliwości.

Pierwsi klienci różnili się od dzisiejszych?

Trendy zmieniają się bardzo szybko. Dzisiaj każdy może przyjść, żeby zrobić sobie tatuaż. Teraz rodzicie przyprowadzają dzieci, kiedyś to było niedopuszczalne. Obecnie przychodzą do nas dzieci naszych dawnych klientów.

Kim byli ci dawni klienci?

Kiedyś tatuaże robili sobie ci odważniejsi. Oczywiście wchodziły w to klimaty gangsterskie, muzyczne również. Przychodzili też jednak zwykli ludzie, którzy chcieli się pokazać. Bywało też tak, że pojawiała jedna osoba i rozpoczynała modę w jakiejś konkretnej grupie.

Jakie były trendy w latach 90.?

Wtedy mało kto słyszał o Internecie. Zazwyczaj inspirowano się czasopismami zagranicznymi i katalogami. Często też było tak, że chętnie kopiowano tatuaże gwiazd muzycznych. Popularne były trybale i tak zwane oldschoole z mocnym konturem. Dostęp do inspiracji był ograniczony. Dziś odpalasz sieć i w zasięgu ręki masz setki wzorów, zdjęć i grafik. Katalogi cały czas mam w studiu, ale mają wartość sentymentalną. Nie korzystamy z nich już w ogóle.

Ludzie są dziś bardziej świadomi?

Teraz zazwyczaj tworzymy wzory. Czasem ludzie przynoszą jakieś materiały, poskładane elementy. Rzadko się już kopiuje tatuaże. Unika się takich sytuacji, a kiedyś było tylko to.

Dzisiaj masz więcej klientów?

Kiedy otwieraliśmy, były chyba jeszcze dwa punkty w całej Warszawie. Teraz podobno jest ich ponad sto. W tym momencie jest to rynek bardzo chłonny, ale i trochę przepchany. Konkurencja jest duża, ale ze względu na staż w branży nam jest zdecydowanie łatwiej.

Jakim tatuażem Ty się zajmujesz?

Specjalizuję się w tatuażach ornamentowych, graficznych, cieniowanych i precyzyjnych mandalach. Rzadko wykonuję wzory kolorowe. Mamy w studiu tatuatorów, którzy specjalizują się w kolorze. Każdy robi to, w czym czuje się najlepiej.

Zdarzyło Ci się odmówić zrobienia jakiegoś tatuażu?

Tak, ale raczej ze względów technicznych, nie ideologicznych!

Do studia przychodzi ktoś, kto chce wytatuować sobie swastykę. Co robisz?

Jeśli pytasz o swastykę nazistowską, to nie wykonałbym jej. To prawnie zabronione.

Zdarzyło Ci się zrobić tatuaż, którym zawiodłeś klienta?

Takie sytuacje się nie zdarzają. Staram się na tyle porozmawiać z klientem, żeby poznać jego oczekiwania. Jeśli wszystko jest dograne i dogadane, to mam pewność, że klient będzie zadowolony.

Jak było ze sprzętem? Powstawał na zasadzie domowego majsterkowania?

Sprzęt zawsze był profesjonalny. Maszynki jednak bardzo różniły się od dzisiejszych. Majsterkowaniem było przygotowanie igieł. Kupowałem tysiąc pojedynczych i cały dzień lutowałem zestawy. To wymagało precyzji. Teraz idziesz do sklepu i kupujesz to, czego tylko potrzebujesz.

Co zrobić, żeby zacząć tatuować?

Najważniejszą rzeczą jest nauka rysowania i cierpliwość i dokładność. Bardzo ważne jest znalezienie mentora, który Cię poprowadzi. Każdy zaczyna inaczej. Miałem znajomego, który skończył ASP i teoretycznie powinien robić super tatuaże, ale kompletnie sobie nie radził. Inny znajomy, który był mechanikiem samochodowym, był bardzo dobrym tatuatorem. Skóra ludzka to nie jest płótno - trzeba nauczyć się na niej pracować. 

Jak szlifujesz umiejętności?

Dużo pracuję, rysuję, maluję. Obserwuję innych przy pracy - dzięki temu cały czas się rozwijam. 

Co Cię inspiruje?

Przy tworzeniu własnych motywów inspiruję się głównie naturą i architekturą. Z każdej podróży przywożę setki zdjęć, które później wykorzystuję.

Dzięki za rozmowę.

(Rozmawiał Kuba Turowicz)

*Wywiad po raz pierwszy ukazał się na Haloursynow.pl w 2019 roku.

(Kuba Turowicz)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(3)

cassapiancassapian

0 0

Na Ursynowie jest teatr Za Daleki. Mieści się w Domu Sztuki na Wiolinowej. 16:55, 03.08.2021

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Spółdzielca56Spółdzielca56

0 0

Dom Sztuki to dziadostwo a nie żaden teatr. Persona nowego dyrektora jest nie do zaakceptowania z uwagi na jego fatalne maniery i odrażającą postawę. Wstyd, że osobę która doprowadziła do upadku kino w centrum miasta zrobiono za mój czynsz dyrektorem. Nie ma zgody mieszkańców na takie działania. 09:22, 04.08.2021


reo

123123

0 0

ten pan wytatuował mi wzór innego artysty, który przesłałam jako inspiracja 23:33, 11.08.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%