Zamknij

Kugluje na skrzyżowaniach. "Wolę to niż srogiego szefa nad głową"

08:44, 09.04.2018 Sławek Kińczyk Aktualizacja: 09:10, 09.04.2018
Skomentuj SK SK

W niedzielę na skrzyżowaniu Płaskowickiej i Puławskiej kierowcy stojący na światłach mogli podziwiać... kuglarza w pracy. To 29-letni Filip z Poznania, który w ten sposób zarabia na życie. - Wolę taką pracę, niż wysłuchiwać opier.... od szefa - przekonuje.

Trzy kolorowe piłeczki i półtorej minuty zielonego światła dla pieszych. Tyle wystarczy, by na twarzach kierowców pojawił się uśmiech.

- Jestem samoukiem, do szkoły cyrkowej nie chodziłem. A na przejściach robię sobie treningi. Kierowcy bardzo dobrze reagują, to dla nich urozmaicenie dla korków - mówi 29-letni Filip, z zawodu... jedyny w Warszawie kuglarz w ruchu ulicznym.

Gdy auta stają na światłach, wychodzi na środek zebry. Następuje maksymalne skupienie, by pokaz był perfekcyjny. Trzeba pilnować nie tylko fruwających piłeczek, ale też przełączających się świateł. Gdy miga zielone dla pieszych, Filip szarmacko kłania się swoim widzom i wychodzi po datki. Kierowcy chętnie wrzucają do czapki. Ile można zarobić?

- O zarobkach nie chcę mówić, ale głodny nie chodzę - śmieje się Filip.

Chłopak krąży po całej Polsce. Sam pochodzi z Warszawy, ale od dwóch lat mieszka w Poznaniu. W stolicy Wielkopolski nie kugluje.

- Robię pokazy na przejściach w Warszawie, we Wrocławiu. Poznań już jest "spalony" - wszędzie goni mnie tam policja i straż miejska - opowiada 29-latek.

Także w stolicy musi uważać. Dlatego często zmienia skrzyżowania i na jakiś czas zmienia dzielnice. W niedzielę pojawił się na Ursynowie, bo tu policjanci jeszcze go nie widzieli. 

- Udzielają najpierw ostrzeżenia, później są mandaty. Zarzuty? Że pasy są po to by przejść, że wychodzę na jezdnię, stwarzam zagrożenie itp. - mówi Filip.

Kuglowanie na przejściach to dla niego jeden ze sposobów na życie. Jak mówi - na co dzień myśli jak zarobić, a przesadnie się nie narobić.

- Mogę się natyrać, ale niechętnie w stałej robocie. Wolę ja decydować, czy mam iść do roboty czy pytać szefa czy mogę nie przyjść - przyznaje z rozbrajającą szczerością.

Głodny nie chodzi. Robi to co lubi. Podróżuje. Od czasu do czasu wysłucha parę wyzwisk od kierowcy czy policjanta. Ale jak mówi - na pewno dużo mniej niż od srogiego szefa nad głową, w "normalnej" pracy.

(Sławek Kińczyk)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

OmszałySłójOmszałySłój

6 0

Dobry śmieszek, sie zdziwi jak przyjdzie mu siedzieć na 750 złociszowej emeryturze kiedyś :-D 15:55, 09.04.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%