Nie chcemy rozdawać publicznych pieniędzy. "To nie zabawa dla dzieci"

Tegoroczna edycja budżetu partycypacyjnego zaskoczyła rekordową liczbą projektów zgłoszonych do głosowania. Wśród pomysłów wyróżniało się 30 bliźniaczych „Kolejnych sadzonek rozdanych mieszkańcom”, ale ani jeden z nich nie został wybrany przez mieszkańców. Odpadły także projekty dotyczące rozdawania misiów i darmowych kursów szycia czy fotografii. Dlaczego?

Do rozdania były m.in. pluszaki i sadzonki oraz kursy: fotografii, szycia, florystyki i angielskiego. Jednak mieszkańcy nie wybrali ich w głosowaniu. W tej "kategorii" wygrał za to projekt dotyczący sadzonek dla szkół, przedszkoli i parków, a także ten dotyczący kursu pierwszej pomocy pediatrycznej.

O odpowiedź na pytanie: dlaczego zaledwie kilka z kilkudziesięciu zgłoszonych przez nich pomysłów, wygrało w głosowaniu, poprosiliśmy dwóch przodowników tegorocznego budżetu: Krzysztofa Olędzkiego (43 projekty dopuszczone do głosowania, 5 zwycięskich) i Krystiana Malesę (14 projektów niewybranych i 4 zwycięskie).

Co autor miał na myśli

Wśród pomysłów, na które mieszkańcy oddali swoje głosy nie znalazł się ani jeden projekt z cyklu „Kolejnych 1000 sadzonek…”. Mieszkańcy nazywali je między sobą „spamem” i twierdzili, że z premedytacją nie oddadzą na nie głosów. Inni mówili, że ludzie zabierają rośliny (rozdawane w ramach realizacji ubiegłorocznego projektu) na działki pod Warszawą.

Krzysztof Olędzki twierdzi, że w tej edycji BP pomysły nie przeszły, bo proponowane przez niego sadzonki miały naukowe nazwy i ludzie nie wiedzieli co to za rośliny.

Krystian Malesa – proponujący w ramach tegorocznego budżetu m.in. różne darmowe kursy dla mieszkańców, tłumaczy wyniki głosowania mówiąc, że wiele osób preferuje projekty, które będą trwałe. Dodaje, że niektóre osoby myślały, że można głosować tylko na jeden projekt.

To nie jest zabawa małych dzieci

Mieszkańcy Ursynowa, a przynajmniej część z nich, swoje zdanie wyrazili dosadnie, nie oddając głosów na projekty związane z rozdawaniem różnego rodzaju dóbr i organizacją kursów. Czy wynika to z niechęci do rozdawania w ten sposób publicznych pieniędzy czy z braku zainteresowania proponowaną tematyką?

- Tych sadzonek było po prostu za dużo. Ludzie się zastanawiali czy jakaś hurtownia ogrodnicza nie chce na tym zrobić. Zadział efekt skali – mówi Maciej Mazur, dziennikarz, mieszkaniec i kronikarz Ursynowa. - To nie zabawa małych dzieci publicznymi pieniędzmi, tylko budżet partycypacyjny dla dorosłych. Ja zachowałem się zdroworozsądkowo i zagłosowałem na projekty, które ułatwią mieszkańcom życie, a nie na kurs szydełkowania – dodaje.

Podobnego zdania jest wielu mieszkańców komentujących jakość zgłoszonych pomysłów i wyniki głosowania. I chociaż ich opinie są oczywiście podzielone, wszyscy zgodnie twierdzą, że obecna formuła budżetu partycypacyjnego coraz bardziej zaczyna przypominać farsę niż poważną obywatelską inicjatywę.