Zamknij

OPINIE: Syn zaczął rozumieć, że uczy się dla siebie

17:22, 14.03.2018 Redakcja Haloursynow.pl Aktualizacja: 17:48, 14.03.2018
Skomentuj SK SK

Nasz artykuł przedstawiający opinie rodziców niezadowolonych z tego co dzieje się w Szkole Podstawowej nr 323 przy Hirszfelda, wywołał lawinę komentarzy. Redakcja otrzymuje od Was mnóstwo opinii na temat innowacji, która wdrażana jest przez dyrektorkę tej podstawówki. Są opinie przychylne i nieprzychylne. Te najciekawe, w których padają merytoryczne uwagi, opublikujemy. Dziś kolej na zwolenniczkę zmian wprowadzonych na Hirszfelda.

Po ostatnim zebraniu z rodzicami wydaje mi się, że projekt Budzącej Się Szkoły stał się w SP 323 kozłem ofiarnym. Teraz, kiedy dzieci nie chcą się uczyć, dostaną złą ocenę lub czegoś nie rozumieją, rodzice obarczają go winą.

Dziś, gdy zastanawiałam się nad zmianami, które ten projekt zapoczątkował, nie wydaje mi się on aż tak bardzo rewolucyjny, jak niektórym się wydaje. Zasady dotyczące zielonego ołówka stosowała już moja prawie siedemdziesięcioletnia nauczycielka w liceum, w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Nasze prace pisemne były pełne jej konstruktywnych uwag. Pisała, co ujęliśmy dobrze, a co powinniśmy napisać inaczej. Dzięki temu świetnie nauczyliśmy się konstruować wypowiedzi.

Kilkoro rodziców z jednej z klas narzeka, że dzieci w czwartej klasie straciły motywację do pracy i wolą zajmować się swoimi telefonami. W związku z tym, uważają, że albo projekt Budzącej Się Szkoły jest zły, albo źle on funkcjonuje w naszej podstawówce. Gdy porównuję naszą szkołę z innymi (a mam porównanie, bo mam starszego syna, który jest już teraz w trzeciej szkole z kolei – dwie podstawowe i teraz gimnazjum), widzę, że mimo tego, że w tych pozostałych szkołach nie ma wprowadzonych żadnych innowacji, rodzice borykają się tam z podobnymi problemami do tych, które zgłosiła grupa z czwartej klasy. Powiedziałabym, że te problemy są dużo bardziej nasilone, kiedy dzieci są w nieco starszym wieku.

Łatwo jest pomylić motywację z przymusem

W innych szkołach stosuje się przymus w postaci obowiązkowych prac domowych. Skoro prace domowe są obowiązkowe, to należy dopilnować spełniania tego obowiązku. W związku z tym, pojawiają się represje. Stosowane w znanych mi szkołach są w postaci: jedynek z przedmiotów, kąśliwych uwag i innych niestosownych zachowań ze strony nauczycieli. Uczeń może zgłosić oczywiście nieprzygotowanie (limit ustala nauczyciel), ale po przekroczeniu limitu, zaczyna dostawać jedynki. Dostaje też jedynkę od razu, kiedy nie zgłosi nieprzygotowania, a nauczyciel wykryje, że czegoś w domu nie zrobił. Nie można powiedzieć, że to poprawia motywację uczniów do nauki.

To jest tylko i wyłącznie negatywna motywacja - dzieci uczą się ze strachu przed represjami. Najgorzej ta sytuacja wpływa na uczniów nieco roztargnionych lub wolniej pracujących, którzy nie usłyszą, co jest zadane, lub nie zdążą tego zapisać. Często dostają wtedy od razu jedynkę, bo nie zgłaszają, że nie odrobili pracy domowej, bo nawet nie wiedzą, że była zadana. Oprócz ukarania ich jedynką, nauczyciel często sugeruje, że chcieli go oszukać i ukryć, że nie odrobili zadania. 

Po jakimś czasie uczeń orientuje się, że nie ma wpływu na to, jaką ocenę będzie miał na koniec roku. Uzbierane jedynki (nie z wiedzy, tylko z obowiązkowości) wpływają tak bardzo na ocenę końcową, że okazuje się, że nie ma sensu przygotowywać się do sprawdzianów i przykładać się do pracy, bo i tak nic z tego nie będzie. Niestety w pewnym wieku uczniowie zaczynają się orientować, że represja w postaci jedynki to tylko znaczek w dzienniku. Strach przed karą znika. Dzieje się tak mniej więcej pod koniec szkoły podstawowej. Wtedy dopiero rodzice zaczynają się bać, że sobie z tą sytuacją nie poradzą. Ja to obserwuję na naszych zebraniach w gimnazjum. Nauczyciele i rodzice narzekają. Oceny są bardzo złe.

Uczniowie w gimnazjum mojego drugiego syna spędzają czas - nawet w szkole - na graniu na telefonach. Zadawanie prac domowych przez nauczycieli nie pomaga w zapanowaniu nad tym. Atmosfera represji, panująca w tamtej szkole, sprawia, że uczniowie nie mają ochoty nic robić – ani się uczyć, ani uczestniczyć w życiu szkolnym.

Przyszła mi jeszcze do głowy refleksja na temat umiejętności uczenia się. Wszyscy rodzicie zgodnie twierdzą, że chcą, aby nasze dzieci umiały się uczyć. Umiejętności uczenia się nie możemy mylić z karnym wykonywaniem zadań pod przymusem. Umiejętność uczenia to po pierwsze zdolność rozpoznania, co już umiem, a czego nie i co muszę zrobić, żeby pożądaną umiejętność lub wiedzę zdobyć. Druga część to zaplanowanie i wykonanie czynności. Tego można się nauczyć np. robiąc projekty, tak jak w naszej szkole nr 323.

Syn zaczyna rozumieć, że uczy się dla siebie

Ja bym bardzo chciała, żeby moje dziecko poszło do liceum właśnie z umiejętnością uczenia się i samodzielnego zdobywania wiedzy, bo to będzie tam niezbędne. Przyda mu się to przez całe życie.

Mój młodszy syn jest w czwartej klasie w szkole przy Hirszfelda. Ma teraz w szkole więcej wolności, bo nie jest tak kontrolowany przez wychowawcę, jak w klasach 1-3. Spoczywa też na nim większa odpowiedzialność. Zdarzyło mu się więcej niż kilka potknięć, kiedy nie powtórzył materiału przed lekcją lub przed sprawdzianem. Teraz zaczyna rozumieć, że uczy się dla siebie. Wie, że kiedy się przyłoży do pracy, dobrze napisze sprawdzian. Cieszę się, że te potknięcia zdarzają mu się w czwartej klasie, a nie pod koniec podstawówki, kiedy będą dużo bardziej bolesne.

I jeszcze kilka słów na temat testowania dzieci co roku testami wiedzy w celu ewaluacji, co zaproponowało kilku rodziców. Rozumiem, że nie mają oni zaufania do nauczycieli i uważają, że dobre oceny ze sprawdzianów są nieadekwatne do ich wiedzy.

Mój starszy syn miał przeprowadzony w podstawówce taki test w trzeciej klasie. Jak do każdego testu i do tego testu można się specjalnie przygotować tak, aby uzyskać wyższy wynik. Konsekwencją wprowadzenia decyzji o przeprowadzeniu testów było to, że nauczyciele zamiast prowadzić normalnie lekcje, zaczęli uczyć dzieci wypełniać testy, aby dobrze wypadły. Trudno się im dziwić, skoro to ma być sprawdzenie tego, czy wystawiane przez nich oceny są adekwatne i ile wiedzą dzieci. Tak to było w podstawówce mojego syna.

Czy na tym nam zależy? Aby dzieci umiały poprawnie wypełnić test? Abyśmy mogli porównać dzieci w klasie, w szkole, średnią w Warszawie? Kto się odrobinę zna na statystyce, wie, że obliczone średnie matematyczne niewiele mówią, szczerze mówiąc prawie nic nie mówią. Na pewno nam nie powiedzą, czy nasze dzieci nauczyły się uczyć.

Rodzic ze Szkoły Podstawowej nr 323

*imię i nazwisko do wiadomości redakcji, tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

*******************************************

Zamieszczony tekst jest osobistą opinią autora. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za powyższe stwierdzenia. W dziale "Opinie" publikujemy stanowiska mieszkańców i instytucji, które wnoszą cenne uwagi do debaty na dany temat. Zachęcamy do komentowania i nadsyłania własnych opinii: [email protected].

[ZT]9312[/ZT]

[ZT]9330[/ZT]

[ZT]9320[/ZT]

[ZT]9902[/ZT]

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(23)

matkaz323matkaz323

31 37

Bardzo trafne spostrzeżenia. Niestety niektórym łatwiej jest zwalić winę na szkołę czy personalnie na konkretnego nauczyciela niż przyznać się, że się nie panuje nad własnym dzieckiem. Złe oceny - wina szkoły, złe zachowanie - wina szkoły. No więc pragnę uświadomić niektórych, że to jakie macie dzieci to wasza wina a raczej zasługa. Zmiana programu, dyrektorki czy nauczycieli nic nie da bo nawet w najlepszej szkole nieuk nadal będzie nieukiem. 20:39, 14.03.2018

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

mama sp 323mama sp 323

34 7

W ten sposób nie można można zdyskredytować każdą opinię- skoro nic nie jest winą szkoły, to zapewne nie jest winą restrykcyjnego gimnazjum syna autorki tekstu, że dzieci grają w szkole na telefonach. Nie popadajmy w absurd. 20:53, 14.03.2018


reo

mama sp 323mama sp 323

46 12

Mam zupełnie inne odczucia. Kontrowersje wokół programu znacznie pogorszyły atmosferę w szkole, a rodzice muszą sami zadawać dzieciom pracę domową, żeby pomóc im opanować materiał. 20:49, 14.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

zadowlona mamazadowlona mama

22 36

W samo sedno. Trafne spostrzeżenia, nic dodać nic ująć :) 20:52, 14.03.2018

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

mama sp 323mama sp 323

48 10

Najbardziej trafne jest to stwierdzenie "umiejętności uczenia można się nauczyć np. robiąc projekty tak jak w SP 323".

Projekty mogą może uczyć współpracy, ale na pewno nie umiejętności uczenia się. 21:04, 14.03.2018


happyhappy

20 22

całkowicie popieram 22:34, 14.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

AnkaJAnkaJ

40 13

Nic nie wnoszący artykuł. Idąc do liceum nikt takiej młodzieży nie będzie pytał czy jest z 323 czy z innej szkoły i czy jest szczęśliwy? Liczy sie wiedza i tu bedzie klaps za rok jak 8 klasy beda miec egzamin 08:08, 15.03.2018

Odpowiedzi:5
Odpowiedz

trefniśtrefniś

12 18

Liczy się wiedza, potem ciśnienie w liceum żeby maturę zdać i pójść na dobre studia. Potem zakuwanie po nocach żeby skończyć te studia z 5ką. I do pracy w korpo. Po 12h na dobę, bo nikt się nie pyta czy masz życie prywatne. WSPANIAŁA PERSPEKTYWA! 10:50, 15.03.2018


mama sp 323mama sp 323

23 4

Trefnisiu, można mieć też inny fajny zawód i realizować swoje marzenia, ale raczej nie po zawodówce, która grozi "szczęśliwym" obudzonym dzieciom z SP 323, którym już w wieku 8 lat wmawia się, że nic nie muszą i że nawet jak nie potrafią tabliczki mnożenia, z pewnością są dobre w czym innym. 17:44, 15.03.2018


LilaluLilalu

2 0

OT: Idąc do szkoły, padał deszcz ;)
Nawet ukończenie szkoły z tradycyjnym czerwonym ołówkiem nie oznacza, że będzie się umiało poprawne zdanie zbudować... 22:30, 15.03.2018


Ojciec 323Ojciec 323

5 13

Nieprawda. W dzisiejszych czasach liczy się umiejętność samodzielnej nauki i zdobywania wiedzy. To czego uczy szkoła szybko staje się nieprzydatne. Już na studiach, na dobrej uczelni całą wiedzę że szkoły można sobie schować. Tradycyjna szkoła tego nie uczy. Tylko wkuwanie, wkuwanie. Zero inicjatywy. Później dziecko kończy ze słabą praca z parę groszy. I jest rozgoryczenie, w szkole piątki, w pracy szarość. Budzącą się szkołę oceniam jako próbę zmiany w dobrym kierunku. Szkoda że jak spora część inicjatyw zostanie zakrzyczana i ubita. 09:30, 16.03.2018


great awakening great awakening

19 1

@ojciec323 Napisał Pan "już na studiach na dobrej uczelni całą wiedzę ze szkoły można sobie schować..." Tylko żeby studiować na dobrej uczelni, trzeba najpierw tę szkolną wiedzę mieć i zdać egzaminy. Po obudzonej SP 323 szanse na to są nikłe. 20:48, 16.03.2018


budzący się tata budzący się tata

34 7

Jestem przeciwnikiem formy w jaki ten "eksperyment" jest wprowadzany. Myślę jednak, że obu grupom rodziców zależy na tym samym - dobru dzieci !. Chyba nikt nie neguje podstaw programu "Budzącej"; otwartości, dialogu, większej samodzielności, pracy projektowej, wewnętrznej motywacji dzieci, racjonalizowania pracy w domu. Duże wątpliwości budzi sposób w jaki program jest realizowany i wdrażany przez dyrekcję, sposób komunikacji oraz fatalna atmosfera wśród dużej części nauczycieli.
Pytanie, czy dyrekcja potrafi czytać ze zrozumieniem ? 09:10, 15.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

RatunkuRatunku

44 9

"Stosowane w znanych mi szkołach są w postaci: jedynek z przedmiotów, kąśliwych uwag i innych niestosownych zachowań ze strony nauczycieli. Uczeń może zgłosić oczywiście nieprzygotowanie (limit ustala nauczyciel), ale po przekroczeniu limitu, zaczyna dostawać jedynki. Dostaje też jedynkę od razu, kiedy nie zgłosi nieprzygotowania, a nauczyciel wykryje, że czegoś w domu nie zrobił." To jest na serio? Jedynka to jest niestosowne zachowanie nauczyciela? Umawianie się na określoną liczbę nieprzygotowań to jest jakaś patologia? Zasady są ustalone z góry, a kto się nie stosuje, wie, jakie są tego konsekwencje. Bo dziecko jest roztargnione? To ma być usprawiedliwienie? Litości. Takiego steku bzdur dawno nie czytałam. 10:50, 15.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

great awakeninggreat awakening

22 1

Pytanie: Dlaczego szkoła (raczej jej dyrektorka) ruszyła z programem w 2016 r. i w 2017 r. była we wszystkich mediach? Dlaczego tylko o SP 323 jest tak głośno, skoro w Polsce jest wiele Budzących się szkół, o których nikt nie słyszał?

Odpowiedź poznacie przed wyborami. Obudźcie się ludzie! Kosztem Waszych dzieci kobieta robi sobie kampanię wyborczą. 14:48, 17.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Tata PiotrTata Piotr

10 1

Nie oszukujmy się, że chodziło o BSS. Tu chodziło głównie o zniesienie obowiązku prac domowych. Pozwolę sobie poświęcić klika komentarzy na wyjaśnienie pewnej kwestii. Zacznijmy od tego czym jest ocena w szkole.

1. Ocena jest pewną miarą wyników ucznia z różnych przedmiotów oraz z zachowania. Nauczyciel stawia uczniom stopnie np. za aktywność na lekcji, za wykonane projekty, sprawdziany, kartkówki, prace domowe etc.
Nigdy nie jest to ocena ucznia, ponieważ każdy uczeń to człowiek i ocena jego wiedzy, kompetencji edukacyjnej nie ma nic wspólnego z tym jakim jest człowiekiem.
Niestety zdarza się, że zarówno rodzice jak i nauczyciele skracają pojęcie oceny do oceny samego ucznia - a tego robić nie wolno.
To właśnie takie traktowanie osoby, utożsamianie z oceną za przedmiot prowadzi do prawdziwego nieszczęścia w przyszłości. Dziecko ze słabszymi ocenami zacznie się porównywać z dzieckiem o lepszych ocenach i traci wiarę i motywację do nauki.. 01:25, 18.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Tata PiotrTata Piotr

6 2

Cd. komentarza 16:
Czy sytuacja dziecka, które ma bardzo dobre oceny i jego wartość jest utożsamiana z ocenami jest lepsza? Pozornie może się wydawać, że tak, przecież jest chwalone, nagradzane, "lepsze od innych". I tu zaczyna się problem. Dziecko myśli o sobie "jestem lepszy", to więcej mi się należy, nie muszę liczyć się ze zdaniem innych i generalnie jestem nieomylny. Rośnie zadufany w sobie egoista.
Niestety do tej pory argumenty padające ze strony osób przeciwnych zadawaniu prac domowych to głownie: czy chcemy, żeby nasze dzieci były oceniane za prace domowe, wykonywały bezmyślnie duże liczby zadań jak roboty, były przemęczone itp. itd.
Oczywiście, że nie nie chcemy:
a) Nie chcemy, żeby nasze dzieci były oceniane i jednocześnie chcemy, żeby oceniano ich pracę. Dzieci potrzebują wiedzieć w jakim stopniu coś wiedzą, a w jakim nie wiedzą, na ile potrafią coś zrobić, a na ile nie, czy przekraczają granice dobrego zachowania, czy też nie.


01:49, 18.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Tata PiotrTata Piotr

7 1

Cd komentarza 17:
b) Nie chcemy, żeby dzieci tłukły duże liczby takich samych zadań na akord i były przemęczone i jednocześnie wymagamy, żeby otrzymywały obowiązkową pracę domową, która np. pozwoli im na systematyczne utrwalanie wiedzy z lekcji (szczególnie z przedmiotów, które mogą sprawiać trudność).
Wiedza ta w możliwie ciekawy sposób będzie wykorzystywana przy realizacji projektów i dzięki temu jeszcze lepiej przyswajana. Dodatkowo nauczyciel ma na bieżąco informację zwrotną z czym dzieci w klasie mają problem i może dostosować pracę domową ponieważ wie co sprawia uczniom kłopot. 02:01, 18.03.2018

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

mama sp 323mama sp 323

16 1

A czy ktoś z rodziców zauważył, że przed wprowadzeniem programu BSS ta szkoła była całkiem w porządku i nie było żadnego drylu i przemęczonych dzieci. Nie było też nerwowych zebrań i dyskusji z nauczycielami, umów w sprawie prac domowych, których jedni chcą a inni nie. Teraz jest totalny bajzel. I ja pytam - komu to było potrzebne??? 02:16, 18.03.2018


Tata PiotrTata Piotr

16 2

Cd komentarza 18:
Życzylibyśmy sobie, żebyście podali nazwiska naukowców i badania, które wykazują "zło pracy domowej" samej w sobie.
Zawsze podajecie skrajne argumenty, mówicie jak skrzywdzone zostały dzieci przeciążone nauką, jak odebrano im dzieciństwo i kierujecie w naszą stronę oskarżycielskie pytanie: czy my chcemy takiego losu dla naszych dzieci?
Przepraszam bardzo, dokładnie w ten sposób argumentują akwizytorzy i domokrążcy. Stosują bardzo prymitywne elementy psychologii, nastawione na wciśnięcie komuś produktu, którego on nie chce i nie jest mu do niczego potrzebny.
Różnica jest taka, że na drzwiach urzędu, szkoły, domu można napisać "akwizytorom wstęp wzbroniony" i zwykle sprawa jest załatwiona, a jak nie to się wzywa odpowiednie służby.
Dowód nie polega na tym, że przedstawia się życzeniowe tezy i założenia.
02:38, 18.03.2018

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

tata323tata323

7 5

@Tata Piotr, mam nadzieję, że weźmie Pan udział w najbliższym zebraniu tzw. grupy roboczej, która ma się spotkać 26.03. Tam zwykle przychodzą ci zaślepieni ideologią, rzucają puste frazesy nie mające oparcia w rzeczywistości. A ci, którzy są Pańskiego zdania, z niedowierzaniem milczą. 10:25, 18.03.2018


Tata PiotrTata Piotr

20 1

Cd komentarza poniżej (niestety, kiedy ktoś wpisze odpowiedź do komentarza numeracja się zmienia :) może warto popracować nad tym redakcjo?):
Zarzucanie nam, że nie rozumiemy założeń i zasad działania BSS(a przecież było tyle spotkań na ten temat i tyleż tłumaczenia) również wiele mówi o bardzo jednostronnym i ograniczonym rozumowaniu.
Czy nie przyszło wam, zwolennikom zakazu prac domowych do głowy, że jest dokładnie odwrotnie. Może to my, od samego początku doskonale zdawaliśmy sobie sprawę do czego doprowadzi takie skrajne podejście? Naprawdę jesteście aż tak zadufani w sobie?
02:53, 18.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

EdekEdek

21 2

Szkoda , że Szanowna Dyrekcja nie wprowadziła "eksperemntu" gdy jej dzieci uczęszczały do szkoły i były promowane na każdym kroku , to jest ciekawostka , a teraz wyczynia i eksperymentuje na Naszych dzieciach, które w pierwszej klasie nie potrafią czytać , pisać, zaznacza się wszystko na zielono a błędy są cały czas powielane , dodatkowo nawet książek ani zeszytów nie noszą , bo po co ? skoro nie ma prac domowych, nie ma zadawanych wierszyków do nauki itp. Tak powstanie wielka szkoła branżowa na Ursynowie z Panią Lanserką Krzyżankowską . 12:55, 28.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%