Zamknij

Peja na Ursynowie: "Hip hop mnie uratował". Było też ostro o Macie i polityce

13:30, 14.01.2023 Sławek Kińczyk Aktualizacja: 23:28, 10.02.2023
Skomentuj UCK UCK

- Chcieliśmy być ważnym głosem, a staliśmy się karykaturami, kolesiami z wybujałym ego - tak raper Peja wspominał okres swojej największej aktywności i popularności. Od 13 lat jest trzeźwiejącym alkoholikiem. W UCK "Alternatywy" na spotkaniu z cyklu "Hip Hop Szansą" opowiadał o swojej drodze na szczyt i komentował rzeczywistość.

W lipcu ubiegłego roku minęło 25 lat od wydania drugiej i najważniejszej płyty Slums Attack "Zwykła codzienność". Założycielami grupy byli Iceman i Peja. W piątek na przydługim, trwającym ponad dwie godziny, niestety źle moderowanym spotkaniu z cyklu "Hip Hop Szansą" Rychu wspominał swoje początki. 

U mnie zaczęło się to od zainteresowania muzyką od lat dziecięcych. Zacząłem wszystko wyłapywać z telewizji i radia w czasie głębokiej komuny. Okienko na świat mieliśmy za sprawą publicznych mediów. Na antenach było wówczas dużo muzyki - od Rolling Stonesów, przez Limahla, Georgea Michaela po Modern Talking i tego typu rzeczy. Nic to nie miało wspólnego z rapem.

Pierwsze symptomy rapu pojawiły się na zmiksowanych kawałkach italo disco, były tam połączenia rapowanych zwrotek. Gdzieś około 1987 roku natrafiłem na nagrania Beastie Boys

- mówił wychowany na poznańskich Jeżycach pionier polskiego hip hopu.

Sample na dwukaseciaku

Połączenie rapu z rockiem wykonywanego przez trzech białych Żydów z Bronxu zwróciła uwagę młodego Peji. Do tego było czytanie muzycznej prasy. Same informacje o niecenzuralnych tekstach, brutalności gangów, rodzącym się hip hopie amerykańskim robiły duże wrażenie na małolacie, który z wiekiem powoli odchodził od popu.

Peja słuchał Marky Markiego (dzisiejszy aktor Mark Wahlberg), w latach 90. oglądał Yo! MTV Raps, czerpał sample z telewizji, zaczęły wówczas powstawać pirackie produkcje.

- Miały różne przypadkowe kompozycje, bo kiedy nagrywaliśmy, kopiując loopa perkusyjnego z jakimś samplem z kasety na dwukaseciaku, puszczaliśmy "play", a na drugiej kieszeni "record" i w ten sposób nagrywaliśmy pętlę. Cofaliśmy i znowu doklejaliśmy, tak powstał bit - czasami krzywy, bo palec się omsknął i wcale nie weszło tak jak trzeba - wspominał raper.

Decyzja o wyborze tego bitu była prosta. Jeśli na nagraniu źródłowym raper przestawał śpiewać i zostawiał dwie pętle, to był to od razu podkład dla polskiego naśladowcy. Jeśli raper ciągle nawijał, nie było szans niczego ukraść. Takie to były dzikie czasy.

Peja wspominał, jak powstały takie numery jak "Od Idylli Do Nieszczęścia" czy "Bronx".

- Powstały w godzinę. Przyjechał koleś z maszyną i zrobił te bity. Przyjechał, zrobił, wgraliśmy to na czterośladowy kasetowy magnetofon Tascam, on zgarnął kasę i pojechał. Jeśli ktoś dziś wie, kto nam zrobił te bity... to stawiam mu duże whiskey! - oświadczył artysta.

Lata 90. i 00. XX wieku to wydawcy, którzy "robili wałki". Wielu z nich to dziś legalni wytwórcy. - I tak mam więcej pieniędzy niż oni - chwalił się Peja, choć nie ukrywał, że rynek muzyczny stał wówczas na głowie i był partyzantką.

"Alkohol ze mną wygrał"

Od 13 lat Peja nie pije. Czas swojego alkoholizmu wspomina jak najgorzej. - Demo Staszica jest z 1993 roku, ale nie ma oryginału. Wyjechałem z jedyną kopią demówki do lasu i wróciłem następnego dnia do namiotu bez demówki. To skutki alkoholu. Alkohol wygrał ze mną.

Peja wspominał też powody rozstania z Icemanem - współzałożycielem Slums Attack - oraz z Kozakiem, który "przestał płacić umówione "na gębę" pieniądze". Radził młodym twórcom, by wydawali się samemu, bo tylko wtedy można kontrolować swoją twórczość od początku do końca. 

Sprzedał ponad 600 tysięcy płyt, ale uważa, że to mało. Na czym zarabia? Na koncertach i odtworzeniach. Dziwią go twierdzenia słuchaczy, którzy myślą, że artyści śpią na pieniądzach i mogą przeżyć na starość za zarobione przez lata pieniądze.

- Jednego dnia jesteś, innego dnia cię nie ma. Mody przemijają, pokolenia się zmienia. Nie każdy będzie artystą na scenie do końca życia - mówił.

Wspominał swój najgorszy koncert w życiu - w Wołominie w 2003 roku, gdzie dostał butelką w głowę za rzekome półtoragodzinne spóźnienie. Peja twierdzi, że źle go poinformowano o godzinie rozpoczęcia koncertu.

Peja ma gorzką refleksję na temat branży w okresie, gdy osiągał szczyt. - Powiedziałem kiedyś jednemu raperowi: Zamiast słuchać muzy, inspirować nowe pokolenie to my chlamy, ćpamy, ciągniemy za sobą tabuny panien. Chcieliśmy być ważnym głosem, a staliśmy się karykaturami, kolesiami z wybujałym ego - mówił.

Po pokonaniu alkoholizmu zaczął "drugie życie".

Zacząłem jeździć na grzyby, korzystać z natury, zwiedzać zameczki. Paradoksalnie czas w niepiciu ucieka mi dwa razy szybciej niż w piciu. Musiało to być po coś. Mamy do czynienia z czymś, co można nazwać drugim życiem. Trzeźwość to jest droga na całe życie. Chciałbym, aby w podręcznikach do biologii były tematy związane z uzależnieniami. 4 miliony Polaków dziennie pije

- stwierdził Peja.

"Hip hop uratował mi życie"

Czy hip hop był stał się dla niego szansą?

- Dał mi dużo dobrego i być może uratował mnie od wielu złych rzeczy, które i tak robiłem. Wnioski są powyciągane. Kiedyś powiedziałem dla New York Timesa: "Gdyby nie rap to na pewno bym kradł". I tak było. Potrafiliśmy jechać na koncert i podpie...lić sprzęt, na którym graliśmy. Staram się być na co dzień najlepszą wersją siebie. Hip hop uratował mi życie, gdybym się w porę nie zatrzymał, pewnie nie byłoby mnie tu dzisiaj - mówił do publiczności.

Peja twierdzi, że artysta musi się wypowiadać także na tematy społeczno-polityczne. Dlatego on tego nie unika. Ma krytyczny stosunek do polityki, choć "jest świadom tego, co się teraz w naszym kraju dzieje". 

- Żaden z tych obozów nie przyniesie nic dobrego dla nas, liczą się tylko posady i wysokie premie kosztem nas. Kosztem naszych zarobków, które musimy Jesteśmy przyzwyczajani do zapierda....a non stop za marne grosze. Cieszę się, że młodzi szukają innego sposobu na zarabianie, bo to, jak robili to ich rodzice, do niczego nie prowadzi - stwierdził.

Raper skomentował pojawienie się na rynku muzycznym Maty - najbardziej popularnego rapera ostatnich lat.

- W naszym kraju elity polityczne może skrytykować tylko ktoś, kto z nich się wywodzi. Nikt z nas - z oszczanej bramy - krytykujących system, nie został wysłuchany czy zacytowany przez żadnego z polityków, bo nie mamy takich korzeni jak oni. Dlatego dobrze, że pojawił się Mata - z elity - który nasrał we własne gniazdo, bo ktoś to usłyszał i zaczął o tym mówić - mówił Peja.

Zaznacza, że poglądy powinniśmy szanować, chyba że są "totalnym przegięciem i dyskryminują kogoś". Natomiast u nas, w Polsce, dominuje krzykliwa dyskusja o racjach. - Moja musi być mojsza - mówił Peja.

Na spotkaniu nie zabrakło pytań od publiczności, która wyjątkowo licznie pojawiła się na rozmowie z raperem. Organizatorzy musieli zmienić salę na największą, by sprostać zainteresowaniu. Peja wspomniał Ursynów, jako kolebkę warszawskiego rapu. Bywał tu, sypiał w gościnie, jadł u chińczyka z Włodim. 

- Mam też wszystkie albumy Molesty, ale nie wiem, czy Molesta ma wszystkie moje albumy - skwitował Rychu Peja.

(Sławek Kińczyk)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

AntonyAntony

1 0

Bardzo fajne spotkanie!!! 18:25, 28.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%