Stare budynki, które znajdują się tuż obok ulic Moczydłowskiej i Welwetowej są zamieszkiwane przez bezdomnych. Dzici lokatorzy piją, awanturują się i rozrzucają śmieci. Mieszkańcy pobliskiego bloku mają dość takiego sąsiedztwa.
W ruinach, gdzie przed laty były stajnie, bezdomni znaleźli sobie schronienie. Problem w tym, że mocno dają się we znaki okolicznym mieszkańcom. Ci nie chcą takiego sąsiedztwa i proszą o rozwiązanie problemu.
- Najgorzej jest wieczorami kiedy zjeżdżają się na nocleg. Oni robią tu wszystko - piją, załatwiają się, rozpalają ogniska. Kiedyś nawet wybuchł tu pożar. Wokół wiecznie porozrzucane śmieci, jakieś stare ubrania, torby, walizki czy wózki dziecięce. Czasem zagląda tu młodzież, która się awanturuje i zażywa środki odurzające – mówi jedna z mieszkanek.
- Wieczorem to strach tędy chodzić, żeby w głowę nie oberwać. Sąsiedzi wzywali straż miejską, ale ta nawet nie przyjeżdżała. Czasem jak podjadą, to pójdą spiszą te osoby i pojadą dalej. A my musimy się z nimi użerać – dodaje.
Straży miejskiej to miejsce jest doskonale znane. Starają się kontrolować je regularnie.
- Osoby przebywające w pustostanie są ludźmi bezdomnymi. Proponowaliśmy pomoc w znalezieniu noclegowni, ale oni nie chcą nigdzie iść. Bezdomni to specyficzne środowisko, bardzo hermetyczne. Tym ludziom ciężko jest pomóc, bo oni po prostu niczego od nas nie oczekują – mówi Monika Niżniak, rzecznik straży miejskiej.
W obecnej sytuacji, miejsce przy ruderze można tylko posprzątać. O to poprosiliśmy urząd dzielnicy.
- Oczywiście przekażę to zgłoszenie do Wydziału Ochrony Środowiska. Sprawdzimy czyj to teren i śmieci sprzątniemy my, lub wezwiemy właściciela do uporządkowania miejsca – mówi rzecznik dzielnicy, Bartosz Dominiak.
Aby miejsce było częściej kontrolowane przez służby, najlepiej dzwonić pod numer straży miejskiej i zgłaszać zakłócenia porządku. Im więcej zgłoszeń, tym lepiej. Wówczas takie miejsce ma zakładaną kartotekę, a służby mają obowiązek regularnie je patrolować.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz