Kolejny raz, po pracach naprawczych prowadzonych przez MPWiK, zapadł się chodnik. Mieszkańcy zwracają uwagę na to, że takie sytuacje są nagminne.

Niedawno pisaliśmy o tym, że po pracach prowadzonych przez MPWiK zapadł się chodnik i kawałek jezdni przy ulicy Surowieckiego. Do podobnej sytuacji doszło u zbiegu ulic Belgradzkiej i Lanciego.

Kilkanaście dni temu we wspomnianym miejscu pękła rura. Pracownicy MPWiK przyjechali na miejsce i usunęli usterkę. Dziurę po wykopie zasypano piachem i ziemią oraz na nowo ułożono kostkę chodnikową. Niestety po kilku dniach od usunięcia awarii, chodnik zapadł się tak bardzo, że utworzyła się ogromna wyrwa. Ekipa MPWiK ponownie przyjechała na miejsce, postawiła płotki... i odjechała. Dziura od kilku dni prosi się o załatanie, ale nikt nie ma ochoty tego zrobić.

- Prawie wpadłam do tej dziury – mówi przechodząca obok starsza kobieta.

Rzeczywiście zabezpieczenie tego miejsca do profesjonalnych nie należy. Jeden płotek, który nawet nie odgradza dziury od reszty chodnika, raczej spełnia funkcję ostrzegawczą niż zapobiegawczą.

Zwróciliśmy się do MPWiK z pytaniem dlaczego dziury po pracach są łatane w tak fatalny sposób.

- W tak gorącym dla nas okresie, kiedy mamy po kilka awarii dziennie, musimy się skupić przede wszystkim na tym, aby jak najszybciej usunąć usterkę. Sprawa łatania chodnika jest kwestią drugorzędną. Jedyne co mogę zrobić, to obiecać, że dziura na pewno zostanie załatana – odpowiada pracownik zespołu prasowego MPWiK.

No tak, tylko ile można czekać na załatanie dziury? Będziemy się przyglądać, ile jeszcze czasu upłynie, zanim mieszkańcy okolic Belgradzkiej i Lanciego doczekają się na naprawę chodnika.