Zamknij

Ponad 10 tysięcy kilometrów w 100 dni... rowerem! WYWIAD

08:40, 04.08.2015 Klaudia Ziółkowska
Skomentuj Rafał Maciaszek Rafał Maciaszek

- Codziennie spotykam nowych ludzi, nowe miejsca. Śpię tam gdzie chcę, w namiocie, samym śpiworze na łące czy... na szczycie Wezuwiusza. Dla mnie prawdziwa przygoda zaczyna się tam, gdzie kończy się strefa komfortu - Rafał Maciaszek, student ursynowskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, wyruszył w... rowerową europejską podróż naukową! Przejechał już kilka tysięcy kilometrów. Ma specjalne pozdrowienia dla mieszkańców Ursynowa.

Rafał Maciaszek jest studentem trzeciego roku "Hodowli i ochrony zwierząt towarzyszących i dzikich" na ursynowskiej SGGW, gdzie aktywnie działa i prowadzi badania naukowe. Tour de Shrimp – to nazwa jego pierwszej europejskiej wyprawy naukowej. Mężczyzna przejedzie 10 tysięcy kilometrów, aby zbadać żyjące w wodach europejskich obce i inwazyjne gatunki ryb, skorupiaków i mięczaków akwariowych. Student jest zbyt leniwy, aby sprawdzić rozkład jazdy, dlatego... pojechał rowerem! Dziś opowiedział nam o swojej nietypowej wyprawie.

Skąd pomysł na taką wyprawę?

Jestem 22-letnim studentem. To właśnie droga do uczelni prowadząca z Konstancina-Jeziorny przez Las Kabacki przyczyniła się w dużej mierze do codziennej aktywności rowerowej, która umożliwiła mi porywanie się na dłuższe dystanse. Dodatkowo raz w tygodniu organizuję przejazdy rowerowe na terenie Konstancina i okolic, których średni dystans to około 50 km.

Pomysł na zdobycie Chorwacji pojawił się już kilka lat temu, lecz było to dla mnie nieosiągalne. Dopiero w zeszłym roku, kiedy zdobyłem całe polskie wybrzeże i Mazury, pomyślałem o realizacji dotychczas niespełnionych marzeń.

Pozostała część trasy to wynik żartu kolegi z Włoch, który widząc fotografie znad polskiego morza, zaprosił mnie także do Mediolanu, a stąd już całkiem niedaleko do Portugalii.

Jak wyglądały przygotowania do podróży? 

Na rowerze jeżdżę intensywniej dopiero od dwóch lat. Wcześniej były to pojedyncze wycieczki z rodzicami czy przyjaciółmi na niewielkie dystansie. Pamiętam, jak potrzebowałem całego dnia na pokonanie 40 km.

Podejmując decyzję o wyruszeniu w taką trasę rowerową, należy przede wszystkim przygotować się psychicznie. Nawet kiedy mamy świetną kondycję fizyczną, nietrudno poddać się w trakcie. Codziennie padają pytania, dlaczego to robię, przecież mogłem pojechać pociągiem, czy autobusem i pokonać ten dystans w 2 godziny, a nie osiem. Dlaczego muszę jechać w upale czy deszczu?

Im większą mamy wiedzę, tym więcej wymówek potrafimy stworzyć. Kiedy podejmujemy decyzję o takiej wyprawie, musimy wyznaczyć sobie rzeczywisty cel i cenę, za którą jesteśmy w stanie go osiągnąć.

Czy taka wyprawa jest kosztowna?

Takie wyjazdy są oczywiście kosztowne, ale wszystko zależy od tego, jak bardzo komfortowo chcemy spędzić czas. Prawdziwe przygody zaczynają się tam, gdzie strefa komfortu się kończy. Tak więc spanie w namiocie, czy samym śpiworze na łące, w lesie, nad rzeką czy po prostu na plaży, po całym dniu treningu rowerowego jest dla mnie idealne – tzw. sleeping in the wild. Pozostałe koszty obejmują głównie jedzenie i picie, czyli kolarskie paliwo. To żadne koszty - jeśli porównamy je z tym, co umożliwiają nam zrobić czy zobaczyć.

Ile kilometrów ma Pan już za sobą? 

Odwiedziłem już 10 krajów i pokonałem prawie 4.000 km, co nawet nie stanowi 40% trasy, szczególnie że przy wstępnym liczeniu przed wyjazdem pomyliłem się o ok. 800 km. Nie stanowi to jednak dla mnie problemu. Takiego wyjazdu po prostu nie chciałem planować bardzo szczegółowo. Moim celem jest zobaczenie tego, na czym mi zależy. Po pokonaniu Czech zdobyłem Wiedeń, dalej Bratysławę i Budapeszt. Byłem także w Zagrzebiu, nad jeziorami plitwickimi, w Splicie, Lublanie, Wenecji, San Marino, Rzymie, czy Neapolu. Spałem na szczycie Wezuwiusza, w co wciąż ciężko mi jest uwierzyć! Dalej Arezzo, Florencja, wieża w Pizie, Mediolan, a teraz Alpy. Dziennie pokonuję nieco ponad 100-150 km w zależności od trasy. Dotychczas najdłuższy dystans pokonałem w Chorwacji i jest to ponad 240 km.

Jakie przygody spotkały Pana na drodze?

Przygód oczywiście nie brakuje. W końcu zginąłbym już trzy razy, nie licząc możliwych kraks w Rzymie czy Neapolu, gdzie ciężko jest znaleźć samochód bez jakichkolwiek otarć i uszkodzeń. W La Specia podczas zjazdu ze wzniesienia odkręciło mi się przednie kolo, które udało mi się utrzymać hamulcami. Z kolei podczas jednego z podjazdów w Chorwacji wpadł mi do buzi owad, który użądlił mnie w podniebienie, zanim go połknąłem. W efekcie cały dzień dusiłem się w wydzielanym śluzie, ale… jechałem dalej! 

Codziennie spotykam nowych ludzi, widzę nowe miejsca. Do tej pory nie było dnia, którego bym żałował i takiego, w którym nie spotkałem Polaków.

Jak Pan sobie radzi z noclegiem czy posiłkami?

Nie planuję noclegów, śpię tam gdzie chcę. Czasem są to miejsca z pięknymi widokami, a czasem po prostu pole czy łąka w pobliżu miasta czy stacji benzynowej - skąd podkradam darmowe WiFi, a rano z łatwością znajduję śniadanie czy łazienkę. Jem przede wszystkim produkty mleczne, które po prostu bardzo lubię. Poza tym owoce, ciastka, kabanosy i warzywa. Oczywiście w mojej diecie nie brakuje lokalnych potraw i przysmaków. Mimo że na co dzień nie piję piwa czy wina - tu byłoby grzechem nie spróbować. Moje kaloryczne zapotrzebowanie dzienne to około 5.000 do 7.000 kcal. Piję głównie wodę i soki owocowe.

Jak Pan się spakował na taką wyprawę? 

Na wyprawę zabrałem ze sobą namiot i śpiwór, by móc nocować w każdych warunkach. Poza tym w dwóch sakwach znalazły się ubrania, rzeczy do mycia, druga para butów w przypadku deszczowej pogody oraz laboratorium chemiczne, siatki i inne przyrządy do przeprowadzenia wstępnej inwentaryzacji zbiorników wodnych - co jest jednym z głównych celów wyprawy.

Zabrałem całkiem niewiele, właściwie tylko te rzeczy, które są naprawdę potrzebne. Oczywiście nie zabrakło kurtki przeciwwiatrowej i przeciwtężcowej czy termoizolacji, które będą potrzebne w mniej przyjaznej pogodzie. Całość z rowerem to nieco ponad 40 kg. Dodatkowo mam plecak, który bardziej służy mi do utrzymania równowagi w górach niż dodatkowa torba. Mam ze sobą lustrzankę, zapasowy telefon, trzy ładowarki, także zapasowe oświetlenie rowerowe.

Ten wyjazd to dla mnie coś wielkiego. Starałem się wybrać trasę, która będzie stanowiła maksimum moich możliwości. Dla porównania - w zeszłym roku przejechałem łącznie 12.100 km. Ta trasa to tylko ponad 13.000 km w 3 miesiące, plus błędy w obliczeniach i dodatkowe pomysły. Niezależnie od tego, ile kilometrów pokonałem i ile mam do pokonania, wiem, że mam wciąż więcej do zobaczenia niż można by zobaczyć i więcej do zrobienia, niż można by zrobić!

Dziękujemy za rozmowę! I powodzenia na trasie!

Podróż studenta możena śledzić bezpośrednio na stronie http://www.facebook.com/Maciach

[ZT]4874[/ZT]

(Klaudia Ziółkowska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%