Zamknij

Problemy na rynku motoryzacyjnym. Kolejny wyboisty rok przed nami

14:10, 31.01.2022 Redakcja Haloursynow.pl Aktualizacja: 14:17, 31.01.2022
Skomentuj mat. prasowe mat. prasowe

Importerzy nie muszą martwić się o popyt. Mają pełne książki zamówień, w zdecydowanej większości wypełnione w ubiegłym roku, a co z resztą klientów? - Mam wrażanie, że w tym roku będzie jeszcze mniej samochodów dostępnych od ręki – przewiduje Bartosz Chojnacki, wiceprezes i szef sprzedaży w Superauto.pl. Do tego podwyżki cen, brak rabatów, rosnące stopy kredytowe. Rynek nie traktuje dobrze klienta i według eksperta zmiany na lepsze w perspektywie najbliższego roku nie widać.

- Zaczynając każdy kolejny tydzień, spodziewam się wybojów i zakrętów. Nie można mówić o żadnej stabilizacji w podaży, a do tego styczeń wystartował podwyżkami, zmianami w przepisach podatkowych, które mają duży wpływ na niepewność zakupową i decyzyjną. Czekałem na nowy rok z nadzieją jednak zdecydowanie zostajemy w trajektorii wyznaczonej w 2021 – mówi Bartosz Chojnacki.

Żeby nie płacić za wysokiej kary

Opisując to, co się działo w 2021, ekspert nie boi się użyć sformułowania, że klienci byli maltretowani. Miesiącami czekali na samochody, żeby w końcu dowiedzieć się, że termin dostawy nie zostanie dotrzymany, a do tego, kiedy na koniec roku mieli odebrać auto, dostawali informację od dealera, że samochody nie będą fakturowane, mimo że są gotowe. Zamrożone kontrakty miały uchronić importerów przed zapłaceniem wyższej kary za zwiększoną emisję spalin.

- Zauważyliśmy to już w połowie listopada. Bardzo powszechne zjawisko niechęci wystawiania faktur przez niektóre marki na modele wysoko emisyjne. Dofakturowanie kilkuset samochodów oznaczałoby dla producentów dużo wyższe kary. Więc odbiło się to na klientach, bo kontrakty zamrożono. Szczególnie dotknęło to tych, którzy biorąc samochód w leasing, chcieli pod koniec roku zrobić koszty w swoich firmach – mówi Chojnacki. A teraz? - Teraz mamy do czynienia z rezygnacjami ze strony części klientów – dodaje.

Szansa na auto, jeśli inny klient zrezygnuje

Okazuje się, że Ci, którzy zamówili samochody kilka miesięcy temu, zderzają się obecnie ze wzrostem stóp procentowych i szalejącą inflacją. Cena auta nie jest gwarantowana w momencie zamówienia. Klient, który czekał kilka miesięcy, jest objęty wszystkimi podwyżkami, które po drodze były.

- Jeśli samochód był zamówiony pół roku temu i wtedy auto kosztowało, załóżmy 100 jednostek, to na dziś, mimo że klient był cierpliwy i powinien zostać nagrodzony za to czekanie, to jest nagrodzony - w cudzysłowie - w ten sposób, że dostaje propozycję zakupu za 115 jednostek – mówi Bartosz Chojnacki.

- W efekcie obserwujemy małą, ale jednak falę rezygnacji z zakupów – przyznaje i dodaje, że jest to teraz jedyny towar wolny, który można zagospodarować i zgłosić jako auta od ręki. - Mówię o samochodach dealerskich. Dealerzy nie dostają na dziś samochodów stokowych, które wyprodukowały się nie pod klienta, ale na stok, czyli są wolne. Jedynymi wolnymi samochodami, są te, które zostają po rezygnacji – precyzuje Chojnacki.

Co prawda mówi to z perspektywy szefa sprzedaży w firmie, w której problem nie jest jeszcze dotkliwy, ale doskonale rozumie kłopoty mniejszych podmiotów.

W tym roku być może nadrobimy ubiegłoroczny popyt

I tym samym wracamy do tematu podaży. Rynek samochodów jest pusty i w opinii szefa sprzedaży Superato.pl będzie jeszcze bardzo długo pusty, co najmniej przez trzy kwartały. Wcale nie chodzi już o moce produkcyjne fabryk czy mają, czy nie mają podzespołów.

- Nawet gdyby wszystkie fabryki zaczęły pracować pełnymi mocami, ciąg łańcucha dostaw był nieprzerwany to i tak, trzy, a nawet cztery kwartały miną, zanim nadrobimy to, co nie zostało wyprodukowane w 2021 roku, a co już zostało zgłoszone jako popyt, zaliczkowane i zamówione. A do tego dojdą klienci tegoroczni. Użycie określenia o wyboistym roku, który nas czeka, nie jest zatem nadużyciem – zaznacza Chojnacki.

Klient nie ma wyboru

Brak aut obnażył się już w drugim kwartale 2020 roku. Przypomnimy sobie, jak po twardym lockdownie zaczęła się odmrażać gospodarka i klienci zaczęli zgłaszać popyt, a fabryki postanowiły stanąć. I od tego momentu, nie licząc epizodów w przypadku kilku marek, praktycznie borykamy się z niedoborem aut. Nie ma wyboru, klient jest zmuszony korzystać z tego, co jest. Dotyczy to jednakowo segmentu samochodów osobowych, premium oraz użytkowych. Chociaż w przypadku tych ostatnich trzeba przyznać, że jest trochę lepiej.

W samochodach użytkowych jest mniej skomplikowanej elektroniki, czyli systemów, które wstrzymywały produkcję ze względu na brak komponentów. Ilość niewyprodukowanych samochodów użytkowych jest na pewno o wiele mniejsza niż samochodów premium czy osobowych. No i co jest też istotne, klienci aut użytkowych są zdecydowanie bardziej nastawieni na kompromisy, przyznaje Bartosz Chojnacki.

- Wiadomo dlaczego. To auto służy do pracy, ma przewieźć określony towar i tutaj mniej ważny jest kolor, marka, moc czy wyposażenie. Zakup takiego auta jest przeliczony czysto jako korzyść finansowa. Zgoła inaczej w przypadku samochodów osobowych, a już na pewno samochodów premium, gdzie te elementy mają znaczący wpływ na decyzję.

Kolejne wyboje i zmiana nawyków

W ślad za tym, że nie ma nowych aut, oczy osób, które koniecznie muszą wymienić samochód, zostały skierowane na rynek wtórny. Na którym, co jest normalne, też są braki - zaznacza Chojnacki.

Rynek aut używanych nie był zasilony samochodami poleasingowymi, bo floty nie miały szansy się odnowić i zasilić rynku. Mamy zatem wzrost cen aut używanych i ich brak. Trafiamy więc na kolejne wyboje. To, co niepokoi, to również zamiana nawyków producentów.

- Już to widzimy, zgłaszają ten problem importerzy, że producenci wcale nie mają ochoty wrócić do modelu biznesowego sprzed pandemii. Wtedy samochody były wypuszczane na place importerskie, gdzie czekały na przyszłych klientów. Teraz dany model jest produkowany na konkretne zamówienie. Nie ma przestojów na magazynach, nie ma zamrożonych pieniędzy.

- Oczywiście życzyłbym sobie, żeby któraś z marek wyszła z inicjatywą i zapewniła podaż tu i teraz, bo skorzysta na tym klient. Ale nie widzę na razie takiego ruchu – mówi Chojnacki.

Testowaniu klienta trwa już dwa lata. Trochę jesteśmy tym zmęczeni, mamy dość galopujących cen, ale jaki mamy wpływ na to? Nie umówimy się nagle w całej Europie, że przestajemy kupować auta,  zmuszając tym samym producentów do innego podejścia, powrotu obniżek czy progów rabatowych. Nierealne. Pozostaje nam zatem jazda po wyboistej drodze 2022 roku.

(REKLAMA)
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%