Politycy nieudolnie zmienili, mieszkańcy zapłacili - tak można podsumować nieudaną dekomunizację warszawskich ulic. Na Ursynowie spółdzielnie mieszkaniowe straciły na tym około 80 tys. złotych i prawdopodobnie nigdy tych pieniędzy nie odzyskają. Wojewoda, który zarządził zmiany, nie zamierza płacić.
Na początku 2018 roku wojewoda mazowiecki zarządzeniem zastępczym zdekomunizował na Ursynowie cztery ulice. Wasilkowskiego zmieniła się w ul. Wojciecha Kilara, Służby Polsce w Kazimierza Kardasia "Orkana", Związku Walki Młodych w Andrzeja Romockiego "Morro", a ul. Kulczyńskiego w Rodziny Ulmów.
Spółdzielnie mieszkaniowe i miasto dostosowały się do decyzji i wymieniły tablice z patronami. Te wisiałby bardzo krótko, bo kilka miesięcy później - na wniosek miasta - Naczelny Sąd Administracyjany ostatecznie uznał, że Instytut Pamięci Narodowej niewystarczająco uzasadnił, dlaczego stare nazwy ulic propagują ustrój totalitarny. Dawni patroni wrócili.
Poza "Stokłosami", które wstrzymały się z wymianą do ostatecznego werdyktu sądu, pozostałe spółdzielnie stanęły przed nie lada wyzwaniem. Trzeba było usunąć nowe tablice i ponownie zamontować stare. Część z nich nie nadawała się do użytku, więc trzeba było zamówić nowe, co jeszcze podniosło koszt całej operacji.
W spółdzielni "Imielin" uznano, że mieszkańcy nie mogą ponosić finansowej odpowiedzialności za błędne decyzje urzędników rządowych.
- W połowie maja wysłaliśmy wezwanie do zapłaty do reprezentującego Skarb Państwa wojewody mazowieckiego opiewające na prawie 21 tys. złotych. Otrzymaliśmy odpowiedź odmowną i nie zapadła jeszcze decyzja, czy i jakie kroki podejmiemy w tej sprawie - dowiadujemy się w spółdzielni.
"Imielin" nieco zaoszczędził, bo nie zdecydował się zamawiać nowych tablic ze starą nazwą, bojąc się kolejnej modyfikacji prawa. Dlatego nie powróciły wielkie plansze wiszące na blokach, a tylko małe - przy klatkach schodowych.
Koszty dekomunizacji minimalizowała też Spółdzielnia "Jary" - na zamieszaniu z wymianą nazwy ul. Służby Polsce na Kardasia "Orkana". Wiele z 50 starych tablic dało się ponownie zawiesić, poza tym wszystkie prace montażowe wykonali pracownicy spółdzielni w ramach swoich obowiazków, a nie firma zewnętrzna.
- To i tak prawie 17 tys. złotych, których wojewoda nie chce nam zwrócić, tłumacząc się, że wydał zarządzenie zastępcze i wszelkie roszczenia należy kierować do właściciela gruntu. Jak rozumiemy, prezydenta Warszawy. Tak jak innym spółdzielniom zostaje nam droga sądowa. Jeszcze nie zapadły decyzje w tej sprawie - informuje SMB "Jary".
Najwięcej na nieudanej dekomunizacji straciła spółdzielnia "Na Skraju". Wymiana 65 tabliczek z adresami przy ul. Rodziny Ulmów na Kulczyńskiego kosztowało ponad 30 tys. złotych. Zarząd twierdził wówczas, że wystąpi do wojewody o zwrot tych pieniędzy. Jak dotąd nie zdecydował się jednak wystąpić o refundację tych kosztów.
Wojewoda mazowiecki uważa, że nie musi zwracać pieniędzy, bo to prezydent stolicy nie wykonał w terminie ustawy dekomunizacyjnej.
- Wojewoda powierzył wykonanie zarządzenia zastępczego w przedmiocie zmiany nazwy prezydentowi Warszawy. Zgodnie z powyższym, wojewoda mazowiecki nie nałożył niniejszym zarządzeniem na żadną spółdzielnię mieszkaniową obowiązku podjęcia jakichkolwiek działań w przedmiocie wykonania zarządzenia zastępczego – stwierdza rzeczniczka wojewody Ewa Filipowicz.
Urząd wojewódzki odsyła spółdzielnie do urzędu miasta. A miasto samo zastanawia się czy nie pozwać skarbu państwa o straty wyceniane na ok. 500 tys. złotych.
Zapytaliśmy jeszcze mieszkańców dekomunizowanych ulic, jak oceniają całe zamieszanie.
- To jeszcze jeden kamyczek do ogródka rządzących. Wymyślają ideologiczne wojenki na koszt podatnika. Bo jak spółdzielnie odzyskają pieniądze, to nie z kieszeni polityka, który to wymyślił, tylko nas wszystkich. To jak w tym powiedzeniu: "Kto za to płaci? Pan, pani, społeczeństwo" - oburza się pani Magdalena z ul. Służby Polsce.
- Mi bardziej podobało się mieszkać przy Kilara, bo to znany na świecie kompozytor, a ten Wasilkowski to jakiś partyjniak. Spółdzielnia nie miała nic do gadania, jak kazali to zmieniła, dlatego nie mam pretensji. A że sporo kosztowało? Trudno, na gorsze rzeczy wydaje się nasze pieniądze - komentuje pan Zdzisław.
zapłaci Trzaskowski13:51, 07.10.2019
Skoro spółdzielnie nie poszły do sądu to znaczy, że wiedzą, iż wojewoda ma rację. 13:51, 07.10.2019
qwr14:24, 07.10.2019
Jakie to typowe dla PiSowskiej władzy: arogancja i lekceważenie obywateli 14:24, 07.10.2019
je cie nie mogę23:48, 07.10.2019
Leming to stan umysłu 23:48, 07.10.2019
BOLEK00:08, 08.10.2019
zamelduj to Neumannowi 00:08, 08.10.2019
Odp11:47, 08.10.2019
o, widzę, że komuchy i głupcy dobrze trzymaj się na Ursynowie. 11:47, 08.10.2019
Paweł W-wa15:33, 09.10.2019
Na szczęście na Ursynowie w niedzielę PIS dostanie baty :-) 15:33, 09.10.2019
WkurzonyArogancjąWła15:44, 07.10.2019
Zgodnie z Kontytucją i Kodeksem cywilnym, organ władzy publicznej który wyrządził komuś szkodę poprzez działanie sprzeczne z prawem zobowiązany jest do jej naprawienia. Wojewoda wydał sprzeczne z prawem zarządzenie zastępcze, sprawa jest więc jasna. Przydałoby się, żeby spółdzielnie podały arogantów ze Skarbu Państwa do sądu cywilnego. 15:44, 07.10.2019
krak17:30, 07.10.2019
Masz rację. Ale nawet gdy spnie wygrają w sądach to poniosą koszty sądowe, prawnika. W sumie nie wiadomo czy cokolwiek zyskają. A pieniądze zapłaci państwo, czyli wszyscy. A nie zacietrzewieni ideologicznie urzędnicy. 17:30, 07.10.2019
WkurzonyArogancjąWła17:35, 07.10.2019
Strona wygrywająca otrzymuje zwrot kosztów, choć może się okazać, że nie w pełnej wysokości. Ale jasne, że najważniejsze jest tutaj zacietrzewienie, i to nawet nie tylko urzędników, lecz ustawodawcy, który uchwalił głupią ustawę, zachęcając do dekomunizacji 30 lat po zmianie ustroju, gdy Polacy już sami zmienili wszystkie nazwy i obalili wszystkie pomniki, na których im zależało. 17:35, 07.10.2019
krak11:51, 08.10.2019
Właśnie o to mi chodziło - wygrany uzyskuje formalnie zwrot kosztów, co na ogół jest tylko częścią faktycznych kosztów jakie poniósł. 11:51, 08.10.2019
mol01:02, 12.10.2019
Cytat właściwy, tylko interpretacja błędna.
"organ władzy publicznej który wyrządził komuś szkodę poprzez działanie sprzeczne z prawem zobowiązany jest do jej naprawienia". Tym organem bezprawnie przywracającym komunistyczne nazwy ulic jest ratusz warszawski. To zacietrzewienie ratusza wygenerowało koszty , nie tylko w wymiany tabliczek, ale i wpisów w dokumentach bankowych, księgach wieczystych, dowodach osobistych, prawach jazdy .... itd.... . Mieszkańcy tych ulic powinni pozwać ratusz do zwrotu kosztów i straty moralne. 01:02, 12.10.2019
Grażyna z Gogolina18:42, 07.10.2019
Zabrakło wspaniałego człowieka. Pana prezesa Żuka. Odwołany w skandalicznych okolicznościach, a atmosferze puczu przez ciemne i złe siły. Teraz pozbawieni uczciwego przywódcy spółdzielnia idzie na dno. 18:42, 07.10.2019
wiernaczytelniczka14:55, 20.10.2019
TYLKO PREZES ŻUK MÓGŁBY ROZWIĄZAĆ TEN WĘZEŁ GORGONOWEJ! TO CZŁOWIEK O WIELKIM SERCU I PEŁNY ODWAGI I UCZCIWOŚCI! TEN BERLIŃSKI TO JAKIŚ POZBAWIONY SERCA TERMINATOR 14:55, 20.10.2019
Zły porucznik 16:43, 07.10.2019
20 5
Wojewoda, żeby mieć rację, musi sam mieć jakiś osąd czy choćby zalążek myśli. A de facto, jedyne co ma, to obowiązek wykonywania poleceń płynących z góry (choć w tym kontekście "góra" brzmi całkiem zabawnie), nic więcej. 16:43, 07.10.2019