Zamknij

"To była słoneczna sobota...". 33. rocznica katastrofy w Lesie Kabackim

08:58, 09.05.2020 Redakcja Haloursynow.pl Aktualizacja: 09:42, 09.05.2020

Mija 33. rocznica najtragiczniejszej katastrofy w dziejach polskiego lotnictwa - katastrofy samolotu PLL LOT "Kościuszko" na południowym skraju Lasu Kabackiego. Tak jak dziś była słoneczna sobota...

- Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy - to ostatnie słowa kpt. Zygmunta Pawlaczyka, dowódcy załogi samolotu Ił-62M "Tadeusz Kościuszko", który 9 maja 1987 roku rozbił się w Lesie Kabackim podczas próby awaryjnego lądowania na Okęciu.

Dokładnie 33 lata temu, kilkanaście minut po godz. 11:00, szykujący się do awaryjnego lądowania w związku z awarią silników i pożarem IŁ 62M "Tadeusz Kościuszko" zaczął ścinać pierwsze drzewa w lesie. Po chwili ogromna maszyna runęła na ziemię - zabrakło dosłownie 40 sekund, aby dolecieć do lotniska.

Dziś z powodu pandemii - wyjątkowo - przy głazie i krzyżu w miejscu katastrofy nie zgromadzą się rodziny i przyjaciele tych, którzy zginęli. 

Na pokładzie było 172 pasażerów oraz 11 osób z załogi. Najmłodsza ofiara miała zaledwie pół roku, najstarsza 95 lat. Siła uderzenia była tak duża, że aż 62 ciał nigdy nie zidentyfikowano. Na miejscu katastrofy odnaleziono biblię, w której na pierwszej stronie tytułowej napisano: 

„Dn. 9.05.1987 r. Awaria w samolocie co będzie Boże, Halina Domeracka 02-647 Warszawa ul. R. Tagore”.


na zdjęciu powyżej: artykuł "Skrzydlatej Polski" z 1987 roku 

- To była słoneczna sobota - wspominają mieszkańcy. Spadający samolot za którym ciągnęła się łuna ognia, widziało wielu mieszkańców Józefosławia. Ogień i dym unoszący się znad Lasu Kabackiego zauważyła mieszkanka ul. Jagielskiej. Wcześniej o awaryjnym lądowaniu wiedzieli już strażacy, którzy docierali na miejsce. Akcją kierował płk. Edward Gierski.

Ulicą Puławską i Rosoła pędziły sznury karetek, radiowozów i wozów straży pożarnej na sygnale - jechały w kierunku Powsina.

- Po przybyciu na miejsce ogarnął mnie makabryczny widok. Wokół porozrzucane szczątki ludzkie, fragmenty bagaży, różnego rodzaju przedmioty. To, co człowiek ma w bagażu najczęściej, czy też co na co dzień nosi przy sobie - wspomina Edward Gierski. - Panowała cisza, było tylko słychać dopalające się fragmenty samolotu. Nasłuchiwaliśmy, czy nie słychać jakichś odgłosów, jakichś wołań o pomoc, jęków cierpiących ludzi... No i tu... Niestety...

- opowiada płk. Gierski. W akcji gaśniczej brało udział prawie 200 strażaków. Mieli do ugaszenia prawie 6 hektarów lasu. Ratować nie było już kogo.

- Pamiętam, kiedy ustalałem granicę - może nie samego zdarzenia, tylko bezpośredniego miejsca uderzenia samolotu - było to po prawej stronie od ogona, na wysokości mojej twarzy wisiało ciało malutkiego dziecka, na gałęziach. I to był dla mnie moment, który będę pamiętał całe życie - mówi Edward Gierski.

Podobne relacje świadków można przeczytać w książce Marka Sarjusza-Wolskiego pt. „Cisza po życiu”, w której autor obok opisu wydarzeń z katastrofy zebrał rozmowy z rodzinami i przedstawił życiorys każdej z ofiar lotu 5055.

fot. Miejsce katastrofy – ścięty fragment lasu.

Tamtego majowego przedpołudnia Danuta Makulska, mieszkająca pod lasem, pracowała w szklarni. Usłyszała huk i zobaczyła słup dymu. Pomyślała, że dom Kozikowskich się pali, i ruszyła na pomoc. Kilkusetmetrowy odcinek rowerem zajął jej najwyżej pięć minut. – Ścięte drzewa, blacha i kłęby dymu. 2,5 m ode mnie leżał kawałek ludzkiego korpusu z głową i strzępami kończyn – wspomina. Z szoku wyrwali ją wojskowi, którzy znienacka wyrośli przed nią i kazali się ewakuować.

Artysta malarz Jerzy Ciesielski odbierał właśnie z kiosku teczkę z poranną prasówką. - Czytam, a tu nagle huk. Psy do domu wleciały, a przez okno widzę obraz, który nie dociera do wyobraźni – samolot wbija się w las. Pomyślałem, że las koło sąsiadów się pali, i złapałem za aparat – wspomina. Z zamkniętymi oczami wbiegł w dym.

- Kiedy je otworzyłem, nogi wrosły mi w ziemię. Zobaczyłem bezgłowy korpus ludzki wbity w drzewo. Za mną pędzili jacyś ludzie, ale już nie zdążyli wejść. Znikąd pojawiły się szwadrony ZOMO, milicji, helikoptery. Szybko i sprawnie odgrodzili nas od szczątków samolotu – opowiada Jerzy Ciesielski, autor zdjęć z miejsca katastrofy. 

Nie wie, kiedy udało mu się zrobić zdjęcia, których nie miała żadna agencja prasowa, a pewnie nawet i wojsko. Już ich nie ma – nie oddała jedna ze stacji telewizyjnych. Pamięta, że kiedy je wywoływał we własnej łazience, nie mógł uwierzyć w wyłaniające się czarno-białe kształty: żebra na drzewie, fragmenty odzieży, korpus zawieszony między dwoma pniami. Przez kilka lat nie przyznawał się do nich nikomu. Nie chciał podpaść rządowi, który miał swoją wersję kabackiej rzeczywistości.

fot. Dwa dni po katastrofie. Teren ogrodzony kordonem milicji i ZOMO. (fot. Jerzy Ciesielski).

fot. Miejsce katastrofy. Ratownicy wśród szczątków maszyny. Marek Kozyra

fot. Strażacy biorący udział w akcji ratowniczej. Na dalszym planie silnik Iła-62M.

fot. Fragmenty kadłuba samolotu.

fot. Fragment turbiny sprężarki wysokiego ciśnienia. M. Kozyra

Były leśnik, który od 1997 r. codziennie dogląda miejsca katastrofy prawie na pamięć zna nazwiska wyryte na pamiątkowym głazie. Autorowi książki "Cisza po życiu" tak wspomina: 

Zbliża się rocznica i trzeba zadbać o wygląd lasu. Zrobiliśmy nowe ławki, pomalowaliśmy płoty, wymieniliśmy na drewniane te ohydne blaszane kosze. Niech rodziny wiedzą, że dbamy o miejsce tragedii – mówi i zaznacza, że chce pozostać anonimowy. Codziennie dogląda drzew, które kiedyś dosadzał na wypalonym podczas kraksy hektarze. Lipy, buki, dęby i jawory miały być sadzone kwadratami, w widoczną z lotu ptaka szachownicę. Ale w takim miejscu nic nie chce rosnąć jak trzeba...

Pamiętają też zwykli ursynowianie, którzy podczas spacerów po lesie odwiedzają miejsce katastrofy i modlą się za tragicznie zmarłych. Wspominają tę upiorną, słoneczną sobotę.

- Byłam wtedy dzieckiem, bawiłam sie na dworze na Ursynowie, widziałam ten samolot jak lecial i się palił, krzyczałam, pobiegłam do domu, nikt mi nie wierzył. A wieczorem - pamiętam jak dziś - płakałyśmy z Mamą, a Ona posadziła mnie w kuchni i słuchałysmy radia - czytali nazwiska ofiar tej tragedii. Miałam 7 lat, minęło ponad 30 lat. Pamiętam - opowiada pani Anna.

Niektóre cytaty pochodzą z przywołanej książki Marka Saryusza-Wolskiego "Cisza po życiu"

WIĘCEJ O KATASTROFIE WE WSPOMNIENIACH MOŻNA PRZECZYTAĆ W ARTYKULE W NASZYM "NIEZBĘDNIKU URSYNOWSKIM".

VIDEO: Rodziny opowiadają o swoich bliskich, którzy zginęli w katastrofie (9 maja 2017 roku - 30. rocznica katastrofy)

[WIDEO]204[/WIDEO]

[ZT]7665[/ZT]

[ZT]7668[/ZT]

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(9)

PrawdaPrawda

5 1

Warto dodac, ze pare lat wczesniej na Okeciu rozbil sie taki sam Ił, zginela wtedy śp. Anna Jantar. Takie byly koszty przyjazni polsko-radzieckiej, bo polscy lotnicy swietnie wiedzieli, ze lataja na beczkach prochu. A jak byli doskonali, to widac po opanowaniu pilota do ostatniej chwili - czlowiek z żelaza. 13:54, 09.05.2020

Odpowiedzi:3
Odpowiedz

kk

2 0

I z tego samego powodu. Wada wykonania osi silnika. Jak to dawniej mawiano 'radziecka robota" 17:28, 09.05.2020


Stary KukuruźnikStary Kukuruźnik

0 0

Był ponoć jeszcze jeden przypadek z Iliuszynem podczas lotu do Kanady. Poleciał z pasażerami, wrócił pusty - na trzech silnikach. 20:52, 09.05.2020


 uwielbiam_gumowe_ga uwielbiam_gumowe_ga

2 1

Te "beczki prochu" były niestety częściowo preparowane w polskich hangarach, bo znacznie przekraczaliśmy określone przez ruskich resursy silników. 21:03, 09.05.2020


reo

Warszawiak ( bardzo Warszawiak ( bardzo

7 0

Cześć ich pamięci . Pamiętam jak widziałem chmurę dymu nad Lasem Kabackim . 19:02, 09.05.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

kurkawodnakurkawodna

4 9

Samolot się rozbił, bo była odmowa lądowania na wojskowym lotnisku w Modlinie, a na Okęcie nie doleciał - tyle w temacie. 19:14, 09.05.2020

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

PrawdaPrawda

10 1

Proponuje zapoznać się z faktami, a nie szerzyć fałszywe opowieści. Akurat Modlin wydał zgodę na lądowanie, a decyzje podejmował kapitan. Lądowanie IŁem 62, to nie jazda na hulajnodze. 17:25, 10.05.2020


marabellamarabella

6 0

tragedia - czesc ich pamięci oraz tych, którzy nie szczędząc sił pomagali w identyfikacji i porządkowaniu szczątków - moja mama lekarz była wezwana z racji bliskiego zamieszkania na teren wpadku - koszmar - cześć ich pamięci!!!! 20:40, 10.05.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

SMSM

4 1


Czy ktoś z rządu zająknął się na ten temat?
10 -go cały rząd składał hold pomnikowi L. Kaczyńskiego 08:37, 11.05.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%