Zamknij

Urszula Kielan, olimpijka z Ursynowa: "Jestem załamana stanem sportu w Warszawie" WYWIAD

13:41, 26.10.2019 Redakcja Haloursynow.pl Aktualizacja: 14:40, 26.10.2019
Skomentuj arch. U. Kielan arch. U. Kielan

Warszawa wciąż nie może doczekać się porządej hali sportowej, a Ursynów stadionu lekkoatletycznego. - Jestem przerażona stanem sportu w stolicy - mówi nam Urszula Kielan, medalistka olimpijska z Moskwy, zawodniczka skoków wzwyż, aktywna ursynowianka.

Jak długo mieszka Pani na Ursynowie?

Z małą przerwą, od 1979 roku. Cały czas przy tej samej ulicy. Przydzielono mi tutaj mieszkanie 40 lat temu, to była kawalerka. Ta przerwa, o której wspomniałam, przypadła na czasy treningów w Gwardii – w pewnym czasie przeniosłam się na Ochotę, by być bliżej mojego klubu. Ale później wróciłam na Ursynów, na tę samą ulicę – w 1996 roku.

A gdyby nie przydział?

Mieszkałam z rodzicami na Saskiej Kępie, więc trochę przypadek sprawił, że się tutaj znalazłam. Tutaj pasowały mi okolice, przyzwyczaiłam się jakoś do tej dzielnicy i raczej ciężko byłoby przeprowadzić się gdzieś indziej. Nie wiem, czy umiałabym się zaakceptować w innym otoczeniu, w innym miejscu…

Zmieniła się sama struktura dzielnicy – kiedy wyprowadzałam się na krótką chwilę, zaczęto budować pierwszą linię metra. A kiedy wróciłam, metro już funkcjonowało. Wróciłam w dobrym momencie.

Ale jeśli chodzi o sport, to te struktury są słabo rozwinięte. Mamy jedynie boiska tartanowe przy szkołach, ale to wciąż jest mało. Nie ma prawdziwego stadionu lekkoatletycznego, gdzie możnaby było iść potrenować. To nie jest zarzut w stronę Ursynowa, bo nie ma takiego stadionu w Warszawie, więc o czym tu mówimy? Marzy mi się, że takowy powstanie. Być może mój wnuczek doczeka takiego stadionu. Stadionu i hali. Proszę spojrzeć, jaką halę zbudowano w Toruniu – oni non stop goszczą wielkie imprezy! W moich czasach zawody organizowano głównie w Zabrzu, później wszystko przenoszono do Spały. To aż miło pojechać do innych większych miast – Opola, Łodzi – by przekonać się, że taki stadion istnieje. A w Warszawie? Serce się kraje, że takowego nie ma!

fot. Urszula Kielan na stadionie Gwardii, 1980 rok (PAP)

Tu nie chodzi o wielki moloch w stylu Atlas Areny w Łodzi. Tu chodzi o zwykłą halę do treningów lekkoatletycznych. Młodzież naprawdę chce się garnąć do ćwiczeń, chce uprawiać lekką atletykę. Ale braki infrastrukturalne zniechęcają. W mojej konkurencji – skoku wzwyż – nie ma nawet porządnego zeskoku, na którym tutejsi mogliby potrenować, poskakać. Nie ma! Są małe materace, na których można się pobawić. Ale nauczyć się choćby małej techniki? Nie jest to możliwe.

Czyli braki w infrastrukturze to pani największy zarzut?

Przecież to widać – rozbudowują się głównie osiedla mieszkaniowe. Jestem załamana, jeśli chodzi o stan sportu w Warszawie. Na przykładzie moich synów, którzy trenują zapasy, też mogę powiedzieć, że mają problemy. Nie mają porządnej sali treningowej – muszą wynajmować salę na Legii, która jest bardzo droga. Nie mają na to wystarczających funduszy. Dorośli sobie może jakoś poradzą, ale rodzice dzieci niekoniecznie będą mogli sobie na to pozwolić na dłuższą metę. Koszty wynajmu sal, hal, stadionów są ogromne. 

I to dojeżdżanie do innych dzielnic na treningi...

Gienia (Genowefa Patla, przyjaciółki Urszuli Kielan, była olimpijka, trenerka AKL Ursynów – przyp. red.) musi ze swoimi podopiecznymi jeździć na Skrę Warszawa. Tak samo zabieranie dzieci na Bielany, gdzie są lepsze warunki treningowe, by mogły potrenować od godziny 19:00… Powiem tak – trening od 19:00 mija się z celem. Człowiek jest wypompowany po całym dniu, przegapił najlepszą porę treningową, czyli między 15:00 a 18:00, ale halę może wynająć tylko wieczorami. Elastyczności w tych godzinach w ogóle nie ma. Po 19:00 człowiek nie da z siebie zbyt wiele – to powiedziałam ostatnio, gdy proponowano mi, abym prowadziła treningi na AWF. Nie mogłam podjąć się trenowania, kiedy nawet też nie mam gdzie przeprowadzić porządnego treningu, o czym już wspominałam.

A jak to wyglądało w czasach pani kariery zawodowej?

Kiedy zaczynałam trenować – najpierw w AZS AWF, a później w Gwardii – to jakoś to wyglądało. Myślałam, że dziś warunki powinny być o stokroć lepsze, a mogę ocenić, że wtedy to wyglądało po prostu porządnie. Moje początki to czasy Technikum Łączności, uczył się tam zresztą też wybitny olimpijczyk, Jacek Wszoła. Tam był zeskok na boisku szkolnym – trenowałam tam razem z nim. Dziś sprawdzałam – zeskoku przy technikum już nie ma. Na Gwardii – również mieliśmy zeskok na stadionie. Można było trenować na Orle, na Warszawiance. Oczywiście nie byłam tylko skazana na trening w Warszawie, wyjeżdżałam na różne obozy, głównie do Spały. Nie miałam takich trudności, żeby nie przećwiczyć techniki. Dziś musiałabym jeździć do Opola, Torunia, Łodzi, pojechać na Śląsk. 

A mimo to lekkoatletyka powoli staje się dyscypliną sportu numer 2 w Polsce!

Na pewno rozwijamy się w konkurencjach rzutowych – tutaj trening jest najłatwiejszy. Można wszędzie pchnąć kulą, wystarczy tylko teren. Ale do skoków – trójskoku, skoku w dal lub wzwyż – potrzeba już skoczni. Do biegów potrzebna jest bieżnia. Im więcej udogodnień, tym naprawdę mniejsze jest ryzyko, że dziecko się zrazi. Będzie częściej przychodzić na treningi. A dziś naprawdę też na to uważać, bo rodzice powiedzą, że z uwagi na złe warunki treningowe, zbyt niebezpieczne przygotowania, zabiorą dziecko z treningu, bo coś mu się może złego stać.

Na Ursynowie nie ma stadionu lekkoatletycznego, a miał powstać...

Kiedy rozmawiam z ludźmi, to oni naprawdę byliby chętni, aby wywalczyć stadion lub halę. Jest tutaj tylu byłych olimpijczyków – Tomasz Majewski, Grażyna Rabsztyn, Jerzy Pietrzyk, Gienia Patla, Robert Korzeniowski, ja. Jest tylu zawodników, byłych sportowców, może trzeba by było spotkać się i coś takiego uzgodnić. Ja nawet nie wszystkich z tych ludzi nie znam, a może warto by było spotykać się i rozmawiać o rozwoju sportu na Ursynowie. Wielu z tych ludzi działa w związkach i ma możliwości, aby taką ideę krzewić.

Idea stadionu na pewno była ze strony Akademickiego Klubu Lekkoatletycznego - między innymi dlatego założono klub. Były poważne plany.

Ale ile istnieje AKL? 12 lat? I co się zmieniło? Nic. Były plany i wszystko się rozmyło. A proszę spojrzeć na Bielany – Andrzej Malina, były olimpijczyk z Seulu, mistrz świata, medalista mistrzostw Europy. Jednocześnie jest zastępcą burmistrza Bielan – a widzę, że non stop działa. Widzę, że spotyka się z ludźmi, podejmuje jakieś działania, organizuje zawody zapaśnicze dla dzieci. To cały czas żyje.

Ale oni mają blisko AWF…

AWF nie jest akurat tego przyczyną. Organizacja zawodów na AWF jest droga. Gdy rozmawiałam z ludźmi stamtąd, to mówili, że kiedy słyszy się cenę, to niektórym ludziom ledwo starcza na zebranie pieniędzy na opłacenie sędziów. Lepiej już jest na obiektach Orła, ale tam niszczeją struktury budynków. A na Ursynowie i w Warszawie brakuje tylko hali i stadionu.

fot. Urszula Kielan, srebrna medalistka z Moskwy z ówczesnym szefem PZLA Piotrem Nurowskim (PAP)

Przyjmijmy hipotezę, że te wymarzone obiekty powstają. W 5 lat będziemy mieli medalistę olimpijskiego, tak jak zrobiła to Pani? 

To jest trudne pytanie. Ja sama nie wiem, jak ja to zrobiłam, że doszło do zdobycia srebrnego medalu w Moskwie… że doszło do tego tak szybko. Nie robiłam, na początku, wielkich wyników, ale rozwijałam się w sposób dość harmonijny. Szłam do przodu. Przyszedł rok, kiedy poprawiłam się niesamowicie – może to dlatego, że urosłam, byłam dość szczupła. Wystarczyło mi pięć lat – od 1978 roku wkroczyłam do elity, mając 18 lat. Ten rekord Polski na poziomie 1,95 metra z 1980 roku, poprawiony aż o 8 centymetrów – to była wielka rzecz. Do tej zresztą jest to rekord Polski młodzieżowców. Może kiedyś ktoś go pobije, oby jakaś ursynowianka! Na nowym obiekcie! (śmiech)
Inna sprawa, że jednak ja ten rekord ustanowiłam na stadionie w Grudziądzu, na stadionie, gdzie wysypany był żużel. Dziś nie skacze się na profesjonalnych zawodach w takich warunkach. Rekord może pozostać nietknięty…

Moskwa dobrze się kojarzy Polakom – to wciąż nasze najlepsze igrzyska olimpijskie pod względem zdobyczy medalowych.

Ale w mojej konkurencji nie było żadnych ulg – najlepsze zawodniczki nie pochodziły z krajów bloku zachodniego i ze Stanów Zjednoczonych. Moją największą rywalką była Włoszka, która przyjechała do Rosji – Sara Simeoni, która zresztą mnie pokonała. Mówiła mi – zresztą obawiała się mnie wtedy bardzo, że mogę jej zagrozić – że spokojnie zdobędę medal za 4 lata, w Los Angeles. Ale tam akurat Polacy nie pojechali.

Lista sukcesów w pani przypadku jest bardzo imponująca – dwukrotne mistrzostwo Polski na otwartym stadionie, trzykrotne halowe mistrzostwo Polski, ośmiokrotnie poprawiony rekord Polski, srebrny medal igrzysk olimpijskich, srebrny medal mistrzostw Europy, trzy razy brązowy medal mistrzostw Europy. Wszystko zdobyte między 18. a 21. rokiem życia!

Medale mistrzostw Europy zdobywane były zresztą rok po roku – nawet w roku olimpijskim udało mi się wywalczyć brąz. Dopóki nie odezwała się kontuzja ścięgna Achillesa, wszystko było dobrze. Po operacji bardzo wolno dochodziłam do siebie… a na dodatek w 1992 roku, gdy kończyłam karierę, nie otrzymałam nawet podziękowań od Gwardii, PZLA, PKOl za te lata kariery. Nic!

To my - kibice - bardzo podziękujemy!

A dziękuję bardzo! Ale nie róbmy z tego wielkich pretensji – pewnie chodziło im o to, że będę startował jako weteranka w zawodach Masters, dlatego im wybaczam, nie ma sprawy. Nieraz przecież jest tak, że na imprezach żegna się zawodników, szkoda, że nie miałam czegoś takiego. Sama bywałam na takich spotkaniach, gdzie żegnano byłych olimpijczyków. Kiedyś było inaczej i trochę zapomniano o tych sukcesach. Każdy drobny wynik dziś urasta do rangi wielkiego wydarzenia, media o tym donoszą. A o moich medalach nikt nie pisał. Przynajmniej moje dzieci wiedzą i znają wagę mojego sukcesu!

I jest emerytura olimpijska, co ważne dla zawodników już po zakończonej karierze.

Niekoniecznie każdy sportowiec jest w stanie sobie poradzić po karierze i pójść do normalnej pracy. Ja, będąc w Gwardii, pracowałam w dziale sportu jako urzędnik państwowy. Zwykła praca biurowa, 8 godzin za biurkiem. Nie żałuję tego, musiałam przecież za coś żyć. Chociaż początkowo była niechęć, bo to była zmiana trybu dnia – to nie były już tylko treningi, nie byłam przyzwyczajona do siedzenia długo w jednym miejscu. Ale wspierały mnie psychicznie moje przyjaciółki z pracy i dzięki nim dałam radę. Bo momentami nie było łatwo, pojawiały się płacze, załamania… człowiek musiał umieć się przestawić na nowe życie.

W Gwardii wylądowała Pani na 18 lat – od 1974 do 1992 roku.

Gwardia przede wszystkim wychowała wiele świetnych sportowców. Jeżeli kadra polska jeździła na imprezy, to większość pochodziła z Gwardii. Warunki w klubie były najlepsze, ale zmieniło się to drastycznie. Klub dziś jest niemalże zrównany z ziemią. Zresztą ogólnie widzę to po przypadkach, gdy ludzie zmieniają swoją przynależność klubową i uciekają z Warszawy. Przykładem jest Anita Włodarczyk, która dziś trenuje już na Śląsku.

A to nie tak, że po prostu czasy się zmieniły i człowiek dziś jest zdany na siebie? Musi łączyć pracę, naukę, uprawianie sportu. I to nie jest tylko rzeczywistość lekkiej atletyki?

Ci, którzy mogą pogodzić, to pogodzą. Ale bywają tacy, którzy nie mogą tego zrobić. Jeżeli akurat sportowiec idzie do pracy fizycznej, ewentualnie zatrudnia się gdzieś w pracy biurowej mocno męczącej, to trudno powiedzieć, że zrobi dobry trening. A trenować i pracować musi codziennie. Traci on jednak kondycję i ciągłość sportową. Nie jest łatwo. Może trochę narzekam, ale nadal jestem pełna optymizmu. Tyle że minęło 30 lat od momentu, gdy sport na Ursynowie zaczął się kształtować. Trochę inaczej to sobie wyobrażałam… jeśli muszę czekać kolejne 20 lat, to może nie doczekam lepszych czasów.

Przyjaźni się Pani z Genowefą Patlą, olimpijką z Barcelony, ursynowianką. Jesteście jak papużki - nierozłączki.

Wspieramy się z Gienią bardzo mocno, razem jeździmy na zawody, razem trenujemy. Kiedy tylko któraś przestaje trenować, jedna dzwoni do drugiej, żeby spytać, co się dzieje. Bez siebie nie jeździmy. Jedna motywuje drugą. Kiedy przychodzi moment zwątpienia, że może jesteśmy już na te wygłupy za stare, to jedna drugą sprowadza do pionu i mówi – „do stu lat mamy czas, nie wygłupiaj się!” (śmiech).

Po co człowiekowi sport?

Ja bez sportu nie wyobrażam sobie życia. Na stadionie czuję się zdrowo – przecież to po mnie widać, jak tryskam energią, kwitnę i aż niemalże unoszę się w powietrzu, mówiąc o tym wszystkim. Przez ponad dwadzieścia lat wypracowałam to w sobie, tego już we mnie nie da się zabić. Nie wyobrażam sobie żeby moi synowie nie zajmowali się sportem. Sport to jest dziedzina życiowa, która pomaga. Młodzi nie zdają sobie z tego sprawy, jak trzeba być zdyscyplinowanym, jak trzeba sobie poradzić. I tak samo jest w życiu przy różnych trudnościach – sportowiec poradzi sobie lepiej niż zwykły człowiek, który niczego nigdy nie trenował. Pamiętam pierwsze swoje zawody, gdy wygrywałam, zresztą można zauważyć, że największe sukcesy odniosłam w bardzo młodym wieku. A przychodzi czasem moment porażki. I trzeba sobie wtedy radzić. Takiej odporności i siły uczy właśnie sport!

Dziękujemy za rozmowę.

Urszula Kielan, lekkoatletka stołecznej Gwardii (1974-1992) specjalizująca się w skoku wzwyż. 17-krotna reprezentantka Polski w meczach międzypaństwowych 1977-1987 (17 startów, 3 zwycięstwa indywidualne), 8-krotna rekordzistka kraju (od 1.87 w 1978 do 1.95 w 1980), 2-krotna mistrzyni Polski w skoku wzwyż (1978, 1980) i 3-krotna mistrzyni w hali (1978, 1979, 1981).

rozmawiał Rafał Majchrzak

[ZT]13684[/ZT]

[ZT]13522[/ZT]

[ZT]16505[/ZT]

[ZT]12735[/ZT]

[ZT]16303[/ZT]

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

Rudy_z_NatolinaRudy_z_Natolina

0 0

Proponuję oprócz tego smutnego pier... lenia zająć się zdobywaniem pieniędzy między innymi od sponsorów i z budżetu partycypacyjnego gdzie nie jeden debilny pomysł przechodzi... i trochę wiary w siebie i działania nie tylko w sporcie ... nic samo nie przychodzi tym bardziej sponsoring ! 01:06, 27.10.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

BarnieBarnie

0 1

A priorytetem naszego prezydenta Czaskoskiego było odnowienie stadionu Skry. Jak widać na razie żadna z obietnic nie została spełniona... 23:00, 27.10.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%