W Gdyni powstało właśnie pierwsze od lat osiedlowe, tymczasowe lodowisko. - Wystarczyły dwa maile do strażaków, wodociągów i lada moment dzieci będą mogły cieszyć się z nowej ślizgawki – mówi Sylwester Trzebiński, jeden z gdyńskich radnych dzielnicowych. Da się? Najwyraźniej tak. Szkoda, że nie na Ursynowie.
Walka o ursynowskie lodowisko, większe lub mniejsze, publiczne lub prywatne trwa od lat. Mieszkańcy, radni, prasa – wszyscy zgodnym chórem mówią, że jest potrzeba na utworzenie czegoś poza jedynym, na 150 tys. mieszkańców, komercyjnym „Figlowiskiem” przy stacji metra Imielin.
W odpowiedzi cały czas słyszą, że brak jest: lokalizacji, pieniędzy albo czasu. Pojawiają się też tłumaczenie, że przepisy nie pozwalają równiez na wylanie zwykłej ślizgawki. I tak do kolejnej zimy... Jak się jednak okazuje do stworzenia ślizgawki rodem z lat 70., wystarczy plac otoczony kilkucentymetrowym krawężnikiem oraz zgoda służb wodociągowych i zarządcy terenu. Wtedy wystarczy mail do komendy straży pożarnej i ujemna temperatura.
Takie lodowiska to norma!
Historia powstania gdyńskiej ślizgawki pokazuje, że jeśli są chęci mieszkańców i współpraca ze strony samorządu i odpowiednich służb – ślizgawkę można zorganizować bez generowania w zasadzie żadnych kosztów, dosłownie w kilka dni. Bez mnożenia przeszkód.
Jak się okazuje, także na Ursynowie strażacy nie widzą przeciwwskazań do wylania ślizgawki dla mieszkańców.
- To standardowa akcja w ramach „Bezpiecznego lodowiska” - mówi z mł. bryg. Karol Kierzkowski z Mazowieckiej Komendanty Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej. - Robimy takie rzeczy w Warszawie i w okolicach, bo lepiej, żeby dzieci miały taką ślizgawkę niż jeździły np. nad Wisłą – dodaje.
Osiedlowa ślizgawka w Gdyni (fot. trojmiasto.pl)
Te słowa potwierdzają trójmiejscy strażacy, którzy wylali ślizgawkę w Gdyni. Lód na zbiornikach wodnych bywa zdradliwy i niebezpieczny. A także u nas można zaobserwować śmiałków, którzy szukają sportowych wrażeń - nawet na niewielkich stawikach w okolicach Lasu Kabackiego.
- Widziałem ostatnio pod Kabatami trzech tatusiów z małymi dziećmi, którzy ciągnęli dzieci po lodzie na sankach – mówi pan Marek, mieszkaniec Ursynowa. - Inny próbował jeździć na łyżwach, a w jeziorku nawet cała woda nie była zamarznięta – opowiada.
Wszystko w rękach mieszkańców
Reasumując: jest mróz i woda, są boiska, są chęci mieszkańców i strażaków, ale... nasi urzędnicy znów widzą problem.
- Na terenie należącym do wspólnoty mieszkaniowej, mieszkańcy mogą zrobić co chcą. Jednak lodowisko na terenie zarządzanym przez urząd dzielnicy musi spełniać normy BHP, bo zarządca odpowiada za bezpieczeństwo użytkowników i sprzętów, które znajdują się na terenie – tłumaczy wiceburmistrz Antoni Pomianowski.
Wszystko więc w rękach mieszkańców, którzy muszą w swojej okolicy znaleźć boiska lub place, których zarządca zgodzi się na tymczasowe utworzenie ślizgawki. Skoro wszędzie można, to może u nas też wreszcie się uda?
[ZT]8644[/ZT]
[ZT]9071[/ZT]
herbert10:21, 02.03.2018
5 0
Po co na Ursynowie ślizgawka? Wystarczy, że politycy są śliscy. 10:21, 02.03.2018