Zarzucono mi nieuczciwość, ale dowodów nie było! WYWIAD
06:32, 08.12.2013
Alicja Kowalska
Aktualizacja: 19:52, 14.12.2013
"Kazimierz Kaczor. Jeden z najpopularniejszych polskich aktorów, doskonale znany jako "Jan Serce", Leon Kuraś z "Polskich dróg", a przede wszystkim Zygmunt Kotek z serialu "Alternatywy 4" opowiedział nam o książce której, jak sam mówi, nie miał zamiaru pisać.
Jest Pan znanym i cenionym aktorem zarówno teatralnym jak i filmowym. Czy do pełni artystycznego szczęścia brakowało Panu książki?
Ja tej książki w cale nie zamierzałem pisać. To miał być zwykły wywiad, ale spotkaliśmy się z Pawłem Piotrowiczem raz, drugi i okazało się, że materiału jest tyle, że Paweł nie chce go marnować. Dopytał mnie jeszcze o kilka rzeczy i tak powstał wywiad-rzeka.
Co w tej książce znajdziemy?
Ta książka to kawałek mojego życia - mam nadzieję, że tylko kawałek - bo jeszcze trochę pożyję.
A o czym Pan w niej opowiada?
Książka jest o miłości, sukcesach i porażkach. Jest trochę historii o tym, jak zaczęła się moja przygoda z aktorstwem, kilka zabawnych anegdot z planów filmowych.
Panie Kazimierzu, spotykamy się na Ursynowie, tu zaczęła się Pana przygoda z Alternatywami 4. Jak Pan wspomina pracę na planie serialu?
Praca ze Stanisławem Bareją była olbrzymią przyjemnością. Był to człowiek o nieprzeciętnej inteligencji i dowcipie i mimo, że czasy PRL-u nie były za ciekawe, czuliśmy, że dajemy władzy pstryczka w nos.
Wraca Pan czasem na ul. Alternatywy 4 (czyli Grzegorzewskiej)?
Byłem całkiem niedawno, podczas próby reaktywowania Alternatyw, na planie serialu "Dylematu 5".
Ursynów się zmienił?
Nie poznałem okolicy, myślałem, że zgubiłem drogę. Wysiadam z taksówki i mówię, "Proszę Pana to nie tu!", ale okazało się, że jesteśmy we właściwym miejscu tylko Ursynów teraz to zupełnie inny świat.
A Pan jak to pamięta?
Kiedy kręciliśmy serial blok stał jeden jedyny na pustkowiu, wokół nie było niczego.
W swojej książce nie unika Pan trudnych tematów. Jako prezes Związku Artystów Scen Polskich został Pan publicznie oskarżony o nieprawidłowości w zarządzaniu majątkiem ZASP-u w wyniku którego doszło do nieopłacalnego zakupu obligacji Stoczni Szczecińskiej.
Tak, zarzucono mi nieuczciwość, choć nie było na to ani jednego dowodu. Dziś sprawa jest jasna i klarowna, nikt nie poniósł straty, wręcz odwrotnie, inwestycja okazała się bardzo opłacalna.
Ale sprawa w sądzie się odbyła?
Tak, sąd sprawę umorzył, ale o tym media nie chciały tak chętnie pisać.
rozmawiała Alicja Kowalska
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz