Zamknij

Znikające drzewa na Ursynowie. "Traktują nas jak wariatów!" WYWIAD

14:41, 23.02.2015 Sławek Kińczyk Aktualizacja: 10:21, 24.02.2015
Skomentuj archiwum J. Mazgajskiej archiwum J. Mazgajskiej

Ujawnieniem szokujących danych o wycince drzew w Warszawie wstrząsnęła całym miastem. W ciągu 6 lat w stolicy ubyło aż 157 tysięcy drzew - bardzo często pięknych i zdrowych. W tym czasie na Ursynowie zniknęło ich aż 9,5 tysiąca. O tym jak urzędnicy podchodzą do tematu zieleni miejskiej i nasadzeń nowych drzew rozmawiamy z ursynowianką Joanną Mazgajską, ekolożką ze stowarzyszenia Baobab. 

Co Pani pomyślała gdy okazało się, że od 2009 roku w stolicy zniknęło aż 157.000 drzew?

Pomyślałam, że to bardzo dużo. Dla pokazania skali, porównaliśmy te dane z wielkością Parku Łazienkowskiego. Zadzwoniłam do parku z pytaniem ile tam jest drzew. Odpowiedziano mi, że między 8 a 10 tysięcy drzew. Liczba wyciętych drzew wyniosła więc tyle, ile ma aż 17 Łazienek! A nie liczyliśmy przecież krzewów (decyzje są w metrach kwadratowych – nie sztukach), ani drzew owocowych, na których wycięcie nie wydaje się decyzji. Nowych nasadzeń jest bardzo mało - ok. 1/3 nasadzeń.

Gdy ujawniliśmy te informacje, ratusz zaczął manipulować danymi. Podawał dodatkowe 60 tysięcy nasadzeń (tak aby w sumie było ich sto tysięcy), ale są to nasadzenia z lasów miejskich, a my w ogóle nie pytaliśmy się o lasy! Tam wycinki są mierzone na metry sześcienne drewna, więc ciężko to jakoś porównać z gospodarką drzewami (na sztuki) w dzielnicach. 

Zdobycie danych z całego miasta było trudne. Dzielnice nie chciały współpracować. Czy zdobycie danych na Ursynowie było problemem?

Były urzędy, które nie odpowiadały przez dłuższy czas. Urząd ursynowski na przykład nie zrozumiał pytań… Zresztą ja mam złe doświadczenie z ursynowskim urzędem. Wiele razy brałam udział w wizjach lokalnych dotyczących zieleni. Za każdym razem jesteśmy traktowani opryskliwie i wrogo. 

Był kiedyś pomysł, by w parku Przy Bażantarni wyciąć 150 drzew. Moje stowarzyszenie Tryton dołączyło do postępowania administracyjnego w tej sprawie. Przyszliśmy na miejsce z kolegą. A Pani urzędniczka wypaliła do mnie, że jeśli tylko zgłoszę tu szkodę w środowisku, to mnie tak „urządzi”, że się na Ursynowie nie pokażę… Odpowiedziałam, że nagrywam to na dyktafonie, ale ona się tym nawet nie przejęła.

Uratowaliśmy te drzewa. Ale najlepsze jest to, że do wycięcia było tam ponad 300 drzew, a Biuro Ochrony Środowiska w urzędzie miejskim zaopiniowało projekt pozytywnie do realizacji argumentując, że… “zwiększy się liczba zieleni w mieście”! Często miasto tworzy park poprzez wycięcie istniejących drzew… Absurdalna sprawa!

W tej chwili ratusz zaprzecza danym, które zdobyłam od urzędów dzielnic… Twierdzi, że on ma inne. Wg jakiej logiki urzędnicy działają?

Jakie jest podejście warszawskich urzędników do ochrony drzew? Czy rozumieją, że to część ekosystemu, niezbędna do życia?

Są w urzędach ludzie, którzy nieoficjalnie zgłaszają mi, że dany urząd planuje zgodę na wycięcie drzew, bo widzą co się dzieje. Oficjalnie ludzi, którzy bronią drzew traktuje się jak wariatów i oszołomów. Mają na szyldzie napisane: Wydział Ochrony Środowiska, a w ogóle się środowiskiem nie zajmują!

To przez terror inwestorów? Złe przepisy? 

Na Zachodzie, gdy planowana jest inwestycja, wszystkie zainteresowane strony spotykają się przy stole. U nas ktoś siada przed komputerem i rysuje projekt, nikogo nie pytając o zdanie. Projektanci to „artyści”, którzy nie patrzą pad kątem ochrony zieleni, ale tworzą swoją artystyczną koncepcję. 

Później projekt idzie do pracowni architektury krajobrazu w celu oceny (inwentaryzacji) drzew w terenie. Zdarza się, że gdy architekci krajobrazu napiszą np. że drzewo, które stoi na przeszkodzie inwestycji jest 100-letnie, „niezwykle cenne”, to od urzędników Miasta słyszą: ”albo usuniecie tę informację, albo rezygnujemy z Państwa usług”. Architekci krajobrazu usuwają więc takie adnotacje, wiedząc, że to wyrok na drzewa, ale chcą mieć pracę. 

Podobnie w sytuacji, gdy dwa drzewa spośród kilku w rzędzie alei są spróchniałe. Wtedy pod nóż idą wszystkie z argumentem: „jak to będzie wyglądać?”. W urzędach ani u projektantów inwestycji nie ma szacunku do drzew. Nie wiem co się dzieje z tymi urzędnikami, przecież szli na studia ochrony środowiska zainteresowani zielenią, z zamiarem jej ochrony!

A może to przepisy są złe?

Uważam, że przepisy są dobre. W ustawie o ochronie przyrody jest zapis, że „można usunąć drzewo, jeżeli zagraża życiu i zdrowiu ludzi”, a więc teraz - przy każdej decyzji, każdej inwestycji - drzewa „zagrażają”. Czy to dowód na to, że przepisy są złe? Nie. To kwestia ludzi. Pamiętam, że kiedyś na Ursynowie prowadzono dyskusje na tym, czy krzywe drzewo zagraża ludziom czy nie. Tylko z tego powodu chciano je usunąć. 

Dr Edyta Rosłon-Szeryńska opracowała doskonałą metodę oceny drzew zagrażających bezpieczeństwu. Wydaje mi się, że urzędnicy powinni być szkoleni z takich metod. Tymczasem oni się kompletnie na tym nie znają. Przypomnę słynną sprawę Ogrodu Krasińskich, gdzie wycięto 150-letnie zdrowe, cenne drzewo (dereń jadalny) sadzone osobiście przez założyciela Ogrodu -  Franciszka Szaniora. Przy rewitalicji pracowały osoby niby kompetentne. Potem prof. Dolatowski napisał ekspertyzę, że wycięto zdrowy dereń prawdopodobnie ze względu na osad na pniu. Nikt nie wiedział, że ten nalot to normalna cecha charakterystyczna dla tego gatunku…

Inny przykład - Park Praski. Tam organizacje ekologiczne wcześnie się zorientowały, że urząd chce wyciąć 101 drzew. Była wizja lokalna - urzędniczki wytypowały poszczególne sztuki do wycięcia. Innego dnia poszliśmy tam z ekspertem i okazało się, że do wycięcia nadaje się jedynie 15 drzew! A nie ponad sto! To dowód na niekompetencję urzędów.

Na Ursynowie powstaje coraz więcej bloków mieszkalnych. Dzielnica się zagęszcza kosztem skwerów, zieleni, drzew. Czy można to powstrzymać? Czy mieszkańcy mają na to szansę?

Każdą sytuację trzeba oceniać oddzielnie. Często jeśli już trzeba wyciąć drzewa, można do nowych nasadzeń użyć po prostu większych drzew, aby zrekompensować wycinkę. A miasto i inwestorzy używają małych. 

Jedno stare duże drzewo pełni taką rolę ekologiczną jak 1.700 drzew mniejszych! Sto dużych drzew potrafi w ciągu roku wchłonąć ponad pół tony zanieczyszczeń z powietrza. A więc jeśli nawet takie małe drzewo będzie w stanie przeżyć, to minie 50 lat zanim osiągnie się takie same efekty jak w przypadku starego drzewa. Trzeba więc je chronić. 

157.000 drzew wyciętych w Warszawie w ciągu ostatnich sześciu lat zneutralizowałoby ok. 750 ton zanieczyszczeń! Nie wspominam już o tłumieniu hałasu - jedno drzewo to o ok. 50-75% mniej decybeli.

Urzędnicy wrogo podchodzą do tematu ochrony drzew. A co z inwestorami?

Inwestor zawsze idzie za zyskiem. Ja nie jestem wrogiem inwestorów. Zdaję sobie sprawę z tego, że deweloperzy chcą mieć jak najlepszą lokalizację.  Często mamy do czynienia z celowym uszkadzaniem drzew. Ciężki sprzęt, który jeździ wokół teoretycznie chronionych drzew, podkopywanie korzeni - to wszystko niszczy rośliny. W trakcie inwestycji drzewo stoi, a po roku usycha. Nie ma standardów w Warszawie. Urzędnicy się nie znają, drzew mamy coraz mniej i są w coraz gorszym stanie. 

Notabene wszyscy nazywają swoje inwestycje „Parkiem”, „Ogrodem”. Więc w psychice wszyscy mamy wbudowaną potrzebę zieleni. Dlatego dziwi, że budowniczowie postępują inaczej, wbrew tej potrzebie. Są badania, że ludzie, którzy mają pod oknami park - odnoszą większe sukcesy w życiu. 

Od lat są protesty przeciwko wycinaniu drzew. Odkąd zajmuję się ochroną przyrody w mieście, mogę wymienić ponad 50 takich konfliktów. Wycinki zdrowych drzew to działania przeciwko mieszkańcom. Wspomniana rewitalizacja Ogrodu Krasińskich była przeprowadzona skandalicznie. A stołeczny konserwator zabytków na podsumowaniu kontroli przyjął postawę: „wycięliśmy drzewa i co nam zrobicie!”.

Byłam kiedyś naiwna, myślałam, że miasto chce odbudować zaufanie ludzi. Że będzie publikować w internecie listę drzew planowanych do usunięcia, oznaczać te drzewa - przywracać tym samym ufność mieszkańców. Ale tak się nie stało. W tej chwili nikt już nie wierzy w decyzje urzędników, nie ufa im. Nawet w przypadkach oczywistych, gdy drzewo rzeczywiście trzeba wyciąć. 

Podobnie było ze zbieraniem danych o drzewach. Urzędnicy cały czas twierdzą, że Warszawa się zazielenia…

9,5 tysiąca drzew wyciętych na Ursynowie w ciągu sześciu lat i tylko 380 nasadzonych przez urząd. Ta dysproporcja jest szokująca…

Na Ursynowie nie jest za dobrze. Średnia nasadzeń w Warszawie sięga 1/3 wycinek. Na Ursynowie tylko ok. 5%!

W Krakowie jest uchwała opisująca standardy pielęgnacji. Obowiązuje zasada: jedno drzewo wycięte - to minimum jedno drzewo posadzone. U nas nie ma takiego standardu. U nas urząd brnie w opłaty karne. Bo urzędy mają dwie możliwości: albo nakazać inwestorowi nasadzenie drzew albo wpłacić na konto urzędu odpowiednią karę pieniężną za wycinkę. Na Ursynowie dominują opłaty. 

Niepokojącą sprawą jest to, ze w urzędzie ursynowskim zginęły ponoć dane sprzed kilku lat dotyczące decyzji administracyjnych w sprawie wycinek. To dziwne - przecież jest obowiązek przechowywania tych dokumentów przez 5 lat! Nie można więc prześledzić sytuacji drzew historycznie.

Tak jakby komuś zależało na ukryciu wydanych decyzji?

To skandaliczne, ale tak chyba było.

Wycinka drzew to tylko jedna z opcji. Często jest  możliwe przesadzanie drzew. Dlaczego inwestorzy tak niechętnie to robią?

Znam ekspertów, którzy twierdzą, że nie jest to wcale duży koszt. Mam zdjęcie sprzed kilkudziesięciu lat, na którym widać przesadzanie drzewa na plantach krakowskich. Już wtedy przesadzano drzewa! Wszyscy ówcześni decydenci przyszli to obserwować. Kiedyś widocznie urzędnicy byli bardziej świadomi. 

Jak mieszkańcy zareagowali na ujawnione przez Panią dane o drzewach w Warszawie?

Mam duży odzew. Mieszkańcy popierają mnie i są oburzeni tym co się dzieje w sprawie drzew. Niestety najwyraźniej te wszystkie „rewitalizacje” są tylko po to, by ktoś skorzystał finansowo. Wycinki są dokonywane często dlatego, że ktoś musi zarobić.

A miasto niewiele robi. Na ostatniej sesji budżetowej na Radzie Warszawy nie padło nawet słowo o ochronie zieleni czy nowych nasadzeniach.

Są za to próby mieszkańców. Na Ochocie koleżanka wygrała w ramach Budżetu Partycypacyjnego z projektem nasadzenia nowych drzew. Ale teraz chodzi od urzędu do urzędu. Urzędnicy co chwilę wynajdują przeszkody, by ten projekt zrealizować. To niepoważne. 

Na Ursynowie również powstał projekt posadzenia 300 nowych drzew na terenie dzielnicy, w ramach BP 2016. Ma szanse?

Myślę, że ludzie zagłosują na ten projekt. To dobry pomysł. Wierzę też w nowego burmistrza Roberta Kempę, że zrealizuje swoje zapowiedzi dotyczące zieleni.

No właśnie - burmistrz zapowiada oznaczanie drzew przeznaczonych do wycinki - wprowadzenie przejrzystości. Naprawdę Pani w to wierzy?

Mam pozytywne doświadczenia z Panem Burmistrzem. Znam  mieszkańców z Saskiej Kępy, którzy byli bardzo zadowolone z działalności Roberta Kempy. Uratował plac zabaw przy przedszkolu Saski Zakątek, przed zakusami spadkobierców. Miasto dało wtedy w zamian inną działkę - to był jeden z pierwszych takich sukcesów w Warszawie.

A pomysł z oznakowaniem drzew do wycinki jest dobry?

Uważam, że najlepiej ogłaszać takie zamiary na stronie internetowej. Nie każdy przechodzi obok drzewa i zauważy taką tabliczkę. A chodzi o odzyskanie zaufania do władzy. Nie jesteśmy oszołomami - jeśli zgodnie z fachowymi ekspertyzami drzewo trzeba usunąć - to trzeba. 

Czyli to nieprawda, że ludzie walczący o zieleń w mieście zablokują i oprotestują każdy przypadek?

Po co mielibyśmy to robić? Nasz poprzedni burmistrz każdą osobę, która chciała bronić jakiegoś drzewa nazywał ekoterrorystą. Ale to nie jest tak, że każdy człowiek, który chce bronić zieleni jest od razu aktywistą. Jest to normalny odruch - tak samo jak w przypadku obrony psa kopanego na ulicy. Zastanawiam się dlaczego miasto nie chce iść w tę stronę.

Dziękuję za rozmowę!

(Sławek Kińczyk)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(14)

GagariNGagariN

20 0

Śmiało ! Łąka na Raabego czeka na nasadzenie. Warto zająć się tematem, przed brutalnym zagospodarowaniem mniej ekologicznymi projektami. Pytanie tylko, czy pod darnią nie znajduje się przypadkiem rozległy terminal sieci ciepłowniczej, bo coś takowego kojarzy mi się z tym terenem dla połowy lat osiemdziesiątych (?). 15:51, 23.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

antyekoantyeko

3 14

A ja uwazam, ze ekoterrorysci maja za duzo do powiedzenia. Blokuja projekty i rozwoj miasta i dzielnicy. 19:18, 23.02.2015

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

asas

5 1

O "rozwoju" można mówić kiedy poziom życia mieszkańców (mierzony takimi wskażnikami jak dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji, terenów sportowych i rekreacyjnych, jakość powietrza, narażenie na chałasu) rośnie. Tymczasem możemy mówić raczej o dramatycznym "regresie" a nie rozwoju na skutek pogorszenia się tych wskaźników spowodowanym właśnie niszczeniem miejskiej zieleni. Tak więc to nie "ekoterroryści" blokują rozwój miasta i dzielnicy, ale raczej "urzędniko-terroryści" czy "developero-terroryści" (używając twojej terminologi) niszczą miasto. 08:03, 25.02.2015


asas

2 0

O "rozwoju" można mówić kiedy poziom życia mieszkańców (mierzony takimi wskażnikami jak dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji, terenów sportowych i rekreacyjnych, jakość powietrza, narażenie na chałasu) rośnie. Tymczasem możemy mówić raczej o dramatycznym "regresie" a nie rozwoju na skutek pogorszenia się tych wskaźników spowodowanym właśnie niszczeniem miejskiej zieleni. Tak więc to nie "ekoterroryści" blokują rozwój miasta i dzielnicy, ale raczej "urzędniko-terroryści" czy "developero-terroryści" (używając twojej terminologi) niszczą miasto. 08:16, 25.02.2015


rabinrabin

3 8

Litosci Panie Slawomirze. Ta Pani nie przepracowala ani godziny w Urzedzie i opowiada niestworzone historie. Na stanowisko urzednicze jest taki test z wiedzy, ze Pani Prezeska Baobabu polamsla by zeby. 22:03, 23.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Zielony Zielony

9 3

No to ile w końcu zasadzili? 380 przez 5 lat, a w następnym zdaniu 1400 tylko w zeszłym roku. Bo jak 1400 zasadzili w zeszłym roku, to chyba nieźle. Przecież nie tylko urząd i developer sadzi drzewa. Sam u siebie posadziłem w zeszłym roku 4 drzewa (klony kulki) i szpaler tui. Nikt mi nie kazał, nikogo o zgodę nie prosiłem. Sąsiedzi też co chwila coś sadzą. Ciekawe, czy autorzy ujęli to w swoich śmiesznych "statystykach". U znajomych na wysokim też widać młode drzewa. Wystarczy się przejechać ulicami, żeby zobaczyć nowe drzewa. Redaktor to chyba nie mieszka na Ursynowie? 22:09, 23.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

PawellPawell

2 0

Miałem wykładowcę w szkole, który nie pozwalał bezmyślnie wyrywać kartek z zeszytu...idea była taka jedna kartka na makulaturę to jedna gałązka drzewa uratowana...czy dzisiejsza kultura pamięta o tym? 23:11, 23.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

ImielinczykImielinczyk

4 0

Skwer między Dereniową a Warchałowskiego obok Marcpolu - ratujmy go, póki jeszcze nie wycięto drzew. Kilkadziesiąt drzew rośnie tu to od zawsze, w ich koronach żyje mnóstwo ptaków. Żal patrzeć, jak ich czas zbliża się ku końcowi, RATUJMY te drzewa, póki nie będzie za późno! 00:45, 24.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

LupusLupus

4 6

Bardzo dobry tekst! Oby go przeczytali urzędnicy. Jak już nie będzie drzew w tym mieście to będą bezrobotni. Popieram panią Mazgajską. 06:30, 24.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

tedted

0 0

bardzo dobry tekst warto by zainteresowac się skarpa ursynowską i planami wobec niej 10:48, 25.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

otwórz oczyotwórz oczy

8 0

Niestety, wzorem Jeana-Paula Sartre, później Jane Fondy i całkiem niedawno Gerarda Depardieu ,Pani Joanna jest tylko "pożyteczną idiotką". Tyle, że nie w rękach Lenina, Breżniewa i Putina, a w rękach developerskiego lobby. Należy sobie uświadomić, że w obecnym systemie prawnym, nasadzenia zamienne nie służą ochronie przyrody, a jedynie developerowi. Jedynym efektem ustalenia nasadzeń zamiennych, jest GRUBSZY PORTFEL DEVELOPERA, gdyż dzięki temu oszczędzi on na opłacie za usunięcie drzew. A trzeba sobie zdawać sprawę, że wprawdzie opłaty te stanowią dochód samorządu, ale samorząd nie może ich wydać dowolnie, np. na nagrody dla dyrektorów. Są to tzw. pieniądze znaczone i można je wydać jedynie na cele związane z ochroną środowiska - nowe nasadzenia, parki, skwery, utrzymanie zieleni, ale też dofinansowanie likwidacji szamb, usuwania eternitu, termomodernizacji budynków, montażu kolektorów słonecznych. O dofinansowanie może starać się każdy mieszkaniec Warszawy. 21:47, 25.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

otwórz oczyotwórz oczy

10 0

Załóżmy teraz, że developer usuwa tylko 5 drzew - dębów o obwodzie pnia 101 cm. Należna opłata wyniesie 101x91,54x3,7x5=171.042,49 zł (źródło: http://www.infor.pl/wskazniki/oplaty/srodowisko/215,Oplaty-za-usuniecie-drzew-i-krzewow-oraz-kary-za-zniszczenie-zieleni.html i http://www.abc.com.pl/du-akt/-/akt/dz-u-2004-228-2306). Załóżmy nawet, że urząd nakaże mu posadzenie w zamian 50 drzew. Niestety, dzięki naszym (p)osłom, którzy popełnili ustawę o ochronie przyrody, URZĄD NIE MA PRAWA USTALIĆ, JAKIE TO MAJĄ BYĆ DRZEWA. Wobec czego, developer pójdzie do hipermarketu budowlanego i kupi 50 drzewek po 30 zł. Koszt: 1500 zł. Lekko licząc, w portfelu developera zostaje 169.542,49 zł. Brzuchaty prezes pojedzie za to na niezłe wakacje. 22:12, 25.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

otwórz oczyotwórz oczy

7 0

Należy sobie odpowiedzieć na jedno zasadnicze pytanie: czy za 171 tysięcy z opłaty za usunięcie drzew wysyłamy brzuchatego developera na wakacje, czy może lepiej dofinansować 57 rodzin kwotą 3 tysięcy zł na likwidację szamba? A może lepiej, żeby miasto za te pieniądze posadziło 171 prawdziwych drzew, takich za 1000 zł a nie za 30 zł, jakie posadzi developer?
Poza tym, developer i tak posadzi jakieś drzewa. Widzieliście gdzieś nową inwestycję, gdzie nie byłoby żadnej zieleni? Tyle, że za to, że usunął stare drzewa, dzięki opłacie można zrobić coś dobrego, co będzie stanowiło faktyczną kompensację za usunięcie drzew, a nie tylko fasadę do nabijania kabzy tym, którzy i tak śpią na pieniądzach.
Mam nadzieję, że Pani Mazgajska jest w rzeczywistości tylko "pożyteczną idiotką". Jeżeli byłoby inaczej, świadczyłoby to o tym, że razem z brzuchatym prezesem wyjeżdża na wakacje, za pieniądze, które należą się nam wszystkim. 22:23, 25.02.2015

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

pisocholikpisocholik

0 0

Czy "ekolożka" to nowe określenie prostytutki ? 15:03, 24.09.2016

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%