Zamknij

Brak ręki to nie przeszkoda. Ten karateka zdobywa świat!

12:51, 01.12.2018 Anna Łobocka Aktualizacja: 10:41, 02.12.2018
Skomentuj Paweł Ciastek Paweł Ciastek

Od 30 lat trenuje karate, jest też instruktorem z mistrzowskim pasem - posiada 5 dan w karate Shorin-Ryu. Choć nie ma przedramienia, nie czuje się niepełnosprawny, a oprócz sportu ma wiele pasji. O karate, Okinawie i fotografowaniu opowiedział nam Paweł Ciastek.

Urodził się Pan bez lewego przedramienia, jednak nie jest to przeszkodą w uprawianiu sportu. Dziś jest Pan uznanym karateką, instruktorem i mistrzem dla innych. Trudna była droga do sukcesu?

Ja zawsze byłem bardzo ruchliwy, lubiłem sport i potrzebowałem miejsca gdzie mógłbym się wyżyć. Zawsze z moim bratem bliźniakiem dużo pływaliśmy, łaziliśmy po drzewach, skakaliśmy po budowach. Zacząłem od judo w szkole podstawowej. Nigdy nie miałem problemów, koledzy też nigdy nie dawali mi do zrozumienia, że coś jest nie tak, bo wiedzieli, że jestem na równi z innymi jeśli chodzi o sprawność fizyczną. W judo też byłem w czołówce, choć nie mogłem jeździć na zawody. 

I dlatego pojawiło się karate?

Oglądałem sporo filmów o sztukach walki i bardzo mi się podobała ogólna sprawność mistrzów, choć były to walki wyreżyserowane, ale prawdziwe, nie zrobione komputerowo. W zainteresowaniu się karate, oczywiście, główną rolę odegrał Bruce Lee i "Wejście Smoka". Dzięki judo bardzo się rozwinąłem nie tylko fizycznie i po skończeniu podstawówki zapisałem się na karate. W Domu Kultury na Bródnie zajęcia prowadził wspaniały trener Andrzej Szymański, z którym do dziś się spotykam. W sztukach walki bardzo ważna jest bowiem relacja mistrz-uczeń.

Ciężka praca i wytrwałość przyniosła efekty. Dzisiaj ćwiczy Pan nie na Bródnie, ale... w dalekiej Japonii.

Tradycyjne karate wywodzi się z Okinawy, gdzie mieszkali i mieszkają najwięksi mistrzowie. Będąc tam pierwszy raz, byłem pod wielkim wrażeniem, bo nie traktuje się tam karate w czysto sportowy sposób, ale jako sztukę walki, która ma przetrwać. Chociaż jest tradycyjna to wciąż się rozwija, dopasowuje do współczesności. Wszystkie techniki uważane za niebezpieczne są tam trenowane. Ważne, że uczyłem się jak te techniki kontrolować, a to nie jest łatwe, bo wymaga skupienia i ciężkiej pracy. Metody też są inne. My się staramy zrobić wszystko szybko, mocno, nie zawsze jesteśmy cierpliwi, a Japończycy podchodzą do tego zupełnie inaczej. Poza tym wyjazdy na Okinawę są bardzo ważne, trenując karate Shorin-Ryu mam tam na miejscu swojego opiekuna. 

Są też obozy szkoleniowe we Francji.

Bardzo wiele nauczyłem się od mistrza Kenyu Chinena. Mamy kontakt kilka razy w roku, w Europie lub na Okinawie. Ważne że znamy się osobiście, indywidualnie mówi nam co trzeba zmienić. Mistrz ma 75 lat, jest w bardzo dobrej formie. Według niego w młodości ciało ciągnie ducha, a później duch musi ciągnąć ciało. To bardzo ważne w sztukach walki. Czasami się ducha walki traci, bo przychodzi taki moment w życiu. Ja na szczęście nie miałem przerw w treningach, momentów zniechęcenia. Nie wyobrażam sobie, żeby tego nie robić.

Wróćmy do 2010 roku. Zdał Pan egzaminy i dostał się na Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. I tu wydarzyło się coś, o czym do dziś jest głośno w mediach.

To było dla mnie wyzwaniem i jednocześnie potwierdzeniem, że nie mając przedramienia mogę skończyć studia sportowe. Byłbym taką jedyną osobą, ogromny prestiż dla mnie, ale też dla uczelni. Okazało się, że jednak - nie.

Prowadzący zajęcia z siatkówki powiedział,  że nie chce, by ktoś taki jak Pan uczył w szkole jego syna i nie da zaliczenia...

Wówczas dużo już wiedziałem, byłem już instruktorem karate, miałem za sobą ukończone kursy, gdzie trzeba było wykazać się nie tylko praktyką, ale wiedzą merytoryczną. Potwierdzały to dokumenty wydane przez Ministerstwo Sportu. Chciałem pogłębić swoją wiedzę m.in. z historii sportu, fizjologii, anatomii. Ja te wszystkie egzaminy na AWF miałem już zaliczone. Szkoda, że tak się skończyło, bo włożyłem w to sporo wysiłku, miałem już przecież rodzinę, ale na studiach poznałem wielu wspaniałych kolegów i wykładowców. To było ważne doświadczenie, ale postanowiłem drugi raz do tej samej wody nie wchodzić, choć wygrałem z uczelnią w sądzie.

I jako instruktor jest Pan teraz mistrzem dla innych, między innym prowadząc zajęcia w dwóch ursynowskich podstawówkach. Wielu chłopców chce zostać karatekami?

Nie tylko. Mamy sekcję gdzie więcej jest dziewczyn i one się szybciej uczą, są bardzo zmotywowane by coś osiągnąć. Panowie mają taki moment, że jak już im coś wychodzi to czasem odpuszczają, a dziewczyny przeciwnie. Prowadząc zajęcia z dziećmi widzę jak grupa stara się pomagać początkującym, to bardzo pozytywne, bo w życiu codziennym nie zawsze tak jest. Karate to powtarzanie, ćwiczenie tych samych technik, które łączą się w różne kombinacje na coraz wyższym poziomie. Ważna jest pamięć ruchowa i wybór tego w czym dana osoba czuje się najlepiej.

Ale karate nie rozwija tylko fizycznie...

Po swoich uczniach zauważam, że dziecko uprawiąc sport inaczej się rozwija, uczy, jest bardziej skoncentrowane, nabiera pewności siebie i odwagi. Bardzo mnie cieszy, że rodzice chcą, żeby ich dzieci były sprawne.

Dzięki karate zwiedza Pan świat i zapewne stąd inna pasja.

Moja przygoda z fotografią zaczęła się przez przypadek. W 2006 roku pojechałen na miesiąc na Okinawę i kupiłem sobie kompaktowy aparat, których u nas w Polsce jeszcze nie było. Dzień przed wyjazdem zrobiłem nim ponad 300 zdjęć. Od tego momentu, przy każdym kolejnym wyjeździe chciałem mieć lepszy sprzęt, żeby więcej i lepiej uchwycić.

I nazbierało się tyle ciekawych zdjęć, że chciał Pan je pokazać innym. 

W marcu w Centrum Olimpijskim miałem wystawę wielkoformatowych zdjęć z Japonii. „Moja Japonia. Okinawa - kolebka karate”. Kuratorka wybrała zdjęcia z perspektywy osoby, która tam nigdy nie była. Bardzo mi się to podobało, że wybrała to czego nie można zobaczyć u nas w Europie, np. jedzenie, ubiory i widoki. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze te zdjęcia wystawić w ursynowskim ratuszu i na uroczystym otwarciu zorganizować pokaz karate.

Co w tej japońskiej wyspie jest tak fascynującego?

Na Okinawie nie odczuwa się tego, że ludzie żyją w stresie i stąd może jest to miejsce, gdzie żyje tak wielu stulatków. Na tej rybackiej wyspie życie płynie spokojnie, nie ma przemysłu, który zatruwa środowisko, chociaż Okinawa leży w strefie tajfunów i trzęsień ziemi. Podczas  mojego pobytu doświadczyłem dwóch wstrząsów, które dla mieszkańców były czymś normalnym

Fotografuje pan nie tylko egzotyczne miejsca.

Ludzie wolą oglądać zdjęcia niż filmy, bo można lepiej uchwycić emocje. Często robię zdjęcia w szatni przed walką, kiedy zawodnicy się rozgrzewają, bandażują ręce. Na małej przestrzeni tych emocji jest wówczas bardzo dużo, każdy zawodnik czy trener reaguje inaczej.

Dużo Pan trenuje, jeździ po świecie, uczy innych, fotografuje - jest czas na inne wyzwania?

Myślę o prowadzeniu szkoleń motywacyjnych, bo karate pomaga nie tylko w rozwoju fizycznym. Dostałem już kilka propozycji. Oczywiście nie zawieszę treningów.

Dziękuję za rozmowę.

Więcej na sport.ursynow.pl

(Anna Łobocka)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

jū-jutsujū-jutsu

5 1

Duży szacunek dla gościa! jesteś mega! :) 17:31, 01.12.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%