Za nami kolejna edycja Ursynowskiego Dyktanda. W tym roku uczestnicy zmagali się z tekstem prof. Jerzego Bralczyka online. Tematem były... choroby, choć - zgodnie z obietnicą - nie było słowa o obecnie trwającej pandemii.
Jubileuszowa, 15. edycja Ursynowskiego Dyktanda dobiegła końca. W tym roku uczestnicy usiedli do pisania w swoich domach, a treści dyktanda wysłuchali online. Z uwagi na format w tym roku nie został wyłoniony Ursynowski Mistrz Ortografii. Jednak, jak podkreślał burmistrz Robert Kempa, w dyktandzie nie chodzi o rywalizację.
- Zawsze wszystkim bardziej zależało na dobrej zabawie niż nagrodach – przekonywał burmistrz, który jako jedyny, symbolicznie, do dyktanda przystąpił w sali ursynowskiego ratusza.
Autorem dyktanda był w tym roku prof. Jerzy Bralczyk. Przygotował tekst o chorobach. Tytuł brzmiał „Zdrowie jedno, chorób bez liku”. O koronawirusie nie było jednak ani słowa. Uczestnicy uzyskali przed rozpoczęciem dyktanda kilka podpowiedzi.
- Będzie na pewno „i”, będzie także „w” - zdradzał prof. Bralczyk.
W dyktandzie pojawiły się długie wyrazy oraz nazwy własne np. choroba Heinego-Medina, Hashimoto czy Alzheimera. Należało uważać na pisownię łączną i rozłączną. Słowa obfitowały w polskie znaki i dwuznaki. Pojawiło się także łacińskie „ad hoc”. Większość uczestników jednak zgodnie twierdzi, że tegoroczne dyktando, mimo zastawionych pułapek, nie było zbyt wymagające. Ci, którym poszło gorzej, zwracają głównie uwagę na interpunkcję.
- Pan profesor i pani docent dziś niezwykle łaskawi – mówi Iza. Przede wszystkim wyjątkowo mało było nieznanych słów – stwierdza Józef. - Po raz pierwszy odważyłam się podjąć wyzwanie. Kłopoty sprawia mi interpunkcja - dodaje Urszula.
Po dyktandzie autor tekstu wraz z doc. Grażyną Majkowską przystąpili do rozmowy na temat języka polskiego. Językoznawcy tłumaczyli, na czym polegały ortograficzne pułapki. Zwracano uwagę na pisownię. Uczeni odnieśli się także do nazw chorób, które padły w dyktandzie.
- Jak to dobrze nie znać nazw chorób, bo jak ich nie znamy, to znaczy, że nas nie dotyczą! – zaznaczał prof. Bralczyk.
Z rozmowy dowiedzieliśmy się o historii niektórych wyrazów i w jaki sposób zmieniało się ich znaczenie. Chętni mogli zadawać w tym czasie pytania. Pytano m.in. o poprawne użycie słów.
- Ze względu na brak zamienników, językoznawcy musieli się zgodzić na zmianę znaczenia niektórych wyrazów – zauważa doc. Majkowska. - Chociaż wiemy, że jakieś słowo nie pasuje do sytuacji, to i tak go używamy – stwierdza prof. Bralczyk.
Eksperci zaznaczali, że w języku polskim częściej zwracamy uwagę na fakt, że ktoś jest chory.
- Zdrowie to nasz naturalny stan. Nie zapytamy kogoś, na co jest zdrowy – zauważa prof. Bralczyk. - Choroba jest znacznie ciekawszym stanem – dodaje doc. Majkowska.
Uczestnicy pytali także o użycie obcojęzycznych słów w języku polskim. Językoznawcy zaznaczali, że jest to związane z prostotą słów. Polskie odpowiedniki byłyby, w niektórych przypadkach, zbyt długie.
Oto tekst tegorocznego Ursynowskiego Dyktanda:
ZDROWIE JEDNO, CHORÓB BEZ LIKU
Chciałoby się mniemać, że wstrzemięźliwość, hołdowanie ochędóstwu i w ogóle pryncypialne, bezwarunkowe przestrzeganie niepodważalnych skądinąd przepisów sanitarnych i higienicznych, jak również stosowanie diet strzegących przed nadmierną zażywnością, dawałyby bezsprzeczne gwarancje dożywotniej krzepy, tężyzny i czerstwości, przy założonej długowieczności rzecz jasna. Zewsząd wszakże czyha jakże wielkie mnóstwo kompletnie nieoczekiwanych choróbsk, schorzeń i zgoła niedomagań, włącznie z niektórymi dotychczas niemalże niewyobrażalnymi, a w każdym razie trudno definiowalnymi i bodajże nienazwanymi. Apopleksje i intoksykacje, polipy, narośle, mięśniaki, włókniaki i tumory, zgorzele i gangreny, wszelakie dury i nieżyty znienacka dopadały już naszych przodków, co poniektóre wręcz w zamierzchłych czasach. W młodości krztusiec, w starości miażdżyca, a jak kto miał pecha, to w międzyczasie i rzeżączka. W wyższych sferach nierzadka była hemofilia, w niższych świerzb oraz w ogóle charłactwo czy cherlactwo.
Wprawdzie nie wszystkie te choroby były niewyleczalne, a z czasem znaczna ich część nawet hipochondrykom obca się stała, ale na ich miejsce pojawiło się co niemiara nowych, o nazwach niejednokrotnie z lekka przerażających. Szczególnie groźnie brzmiały nazwy tych z nazwiskami, jak choroba Heinego-Medina, Hashimoto, Parkinsona czy Alzheimera, które stały się w miarę popularne, obciążając swoich wynalazców nie najlepszymi skojarzeniami.
Wszechobecne reklamy różnorodnych używek i parafarmaceutyków, w przekazie telewizyjnym opatrzone naprędce wyrecytowywanym ostrzeżeniem dotyczącym ich zażywania, pokazują każdy ze specyfików jako niezawodne panaceum na przypisywane odbiorcom dolegliwości, u wielu wywołując je zresztą. Podobno nierzadko, czego dowiedziono w co najmniej kilku przypadkach, zdarzają się tu i choroby wymyślone ad hoc, z gotowymi od razu do ich uśmierzenia preparatami. Ale i te, zrazu zdawałoby się naprędce wymyślone, z czasem stają się nieraz w pełni realnymi.
Powszechnie powtarzane życzenia dobrego zdrowia dla wielu są bez mała zaledwie konwencjonalnymi odruchami przyzwoitości, a przecież, gdy rozważymy je poważnie, są w istocie bodajże najstosowniejszymi wyrazami rzetelnej troski o bliźnich.
Tak że ogólnie: abyśmy tylko zdrowi byli!
[ZT]16040[/ZT]
hbk17:24, 22.11.2020
4 0
"Łatwe gdyby nie interpunkcja". No właśnie, panie redaktorze - błąd interpunkcyjny w śródtytule, a oprócz tego naliczyłem w całym tekście 6 błędnie postawionych lub niepostawionych przecinków i zjedzenie literki "o" w leadzie artykułu. 17:24, 22.11.2020
Ursynów3819:11, 22.11.2020
2 0
Dyktando super! Pisaliśmy przed telewizorem. Ciekawa była też rozmowa po. 19:11, 22.11.2020